Czym jest modlitwa? Dla większości z nas to pewnie słowa, które zapamiętaliśmy w dzieciństwie - „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, „Aniele Boży”. A przecież modlitwa to przede wszystkim rozmowa z Bogiem, a nie tylko powtarzanie paciorka.
W książce „Szaleństwo modlitwy” Matt Woodley ukazuje jedenaście rożnych dróg modlitwy. Część z nich jest powszechnie znana, ale niektóre mogą być niezwykle odkrywcze, szczególnie dla nas – przyzwyczajonych do schematycznej modlitwy.
Autor zaznacza, że jakiekolwiek zwrócenie się do Boga już jest modlitwą. Nawet słowa pełne żalu, bólu, rozpaczy i zwątpienia kierowane do Stwórcy nie są mu obojętne. „I być może Bóg słyszy nasze ohydne jęki i zamienia ten szlam w poezję.” Modlitwą jest też krzyk i rozpacz, a nawet kłótnia z Bogiem. Cenną modlitwą jest ta, będąca tuleniem się do Boga i słuchaniem bicia jego serca. Można to osiągnąć poprzez kontemplację, chociaż akurat ta droga jest bardzo trudna i wyboista. W bezpośredniej rozmowie z Panem potrzebna jest cisza, skupienie oraz cierpliwość. Przy Bogu należy trwać nawet, kiedy nie odpowiada na nasze modlitwowy, nawet w momentach zwątpienia, nawet kiedy odczuwamy pustkę i brak Bożej obecności. „Czasem wydaje mi się, że nikt nie słucha naszych modlitw. (…) Wiem jednak, że Bóg jest dobry. (…) On stoi po mojej stronie i z całą pewnością również po twojej. Czasem to jedyna teoria, jaką mamy.”
Autor zauważa również, że my sami możemy być „Bożym pocieszeniem dla innych”, bo w modlitwie chodzi głównie o kontakt. I to nie tylko z Bogiem, ale także z innymi ludźmi, których możemy wspierać w trudnych momentach. Nie chodzi tu o gadanie i udzielanie dobrych rad, ale o zwykłą obecność, ciepły dotyk, zrobienie herbaty, podanie chusteczki. A to wcale nie jest takie proste, ponieważ wymaga wrażliwości na świat rzeczywisty, na jego piękno i brzydotę. Ponieważ prawdziwa modlitwa nie jest tylko duchowym przeżyciem, ale przede wszystkim dążeniem do miłości. „Modlitwa to akt buntu przeciwko istniejącemu stanowi rzeczy. To dywersja przeciwko samotności, nienawiści, obojętności i oziębłości.”
A to tylko drobny zarys tego, co znajduje się na kartach „Szaleństwa modlitwy”. Największą zaletą niniejszej publikacji jest to, że została napisana z werwą i energią. Autor zwraca się bezpośrednio do czytelnika i ani przez chwile nie przynudza. Cały czas stawia tezy, mnoży argumenty, podaje mnóstwo przykładów z własnego życia, a także życia swoich parafian. Matt Woodley przyznaje się nawet do momentów zwątpienia. Szczerość aż bije z każdej strony. A przy tym wszystkim przez pozostaje sympatycznym facetem, który zaraża entuzjazmem. Dodatkowo powołuje się na różnych filozofów, myślicieli, innych duchownych, a nawet pisarzy i poetów. Osobiści najbardziej spodobało mi się nawiązanie do „Hobbita” J.R.R. Tolkiena. Autor przywołuje scenę, w której Bilbo Baggins po raz pierwszy spotyka Gandalfa. Czarodziej namawia hobbita do udziału w przygodzie, i choć początkowo Bilbo oburza się i odmawia, to ostatecznie porzuca bezpieczną norkę i rusza w nieznany świat razem z krasnoludami i Gandalfem. Matt Woodley przekonuje czytelników, aby odważyli się zostawić wygodne życie i dołączyć do Chrystusa. Porównanie Jezusa do Gandalfa (albo jak kto woli Gandalfa do Jezusa) wywołało u mnie ogromny uśmiech!
Czytałam rożne książki o tematyce religijnej, ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu i znalazła specjalne miejsce na mojej półce. Nie tylko sprowokowała mnie do przemyśleń na temat własnego życia duchowego i modlitwy, lecz także dostarczyła inteligentnej i wartościowej rozrywki. Gorąco polecam! Warto!