Na samym początku książki stajemy przed dziwnym pytaniem. Nie wiem, czy Ayn Rand kierowała je do czytelników, czy może bardziej do siebie? Brzmi ono: Kim jest John Galt? Z pozoru mało skomplikowane pytanie, na które jest pewnie równie prosta odpowiedź: piekarzem, malarzem, aktorem; mężczyzną, wojownikiem, tchórzem; Atlasem?
Po raz pierwszy napotkałam tego typu książkę. Właściwie nie ma w niej nic szczególnego. Jest długa, napisana trochę patetycznie, ale mimo wszystko wciągająca. Zdarzały się momenty nudne (to przede wszystkim te wzniosłe), ale całość jest ciekawa.
Problem zaczyna się, gdy chcę napisać, o czym ona opowiada.
Czytając ją nie odczuwałam jakichś szczególnych emocji. Nie przeżywałam wraz z bohaterami każdej przygody, nie zastanawiałam się jak wybrnąć z sytuacji. Czułam raczej zmieszanie. Prawdopodobnie, dlatego, że nie jest to zwykła książka. Nie jest to bajkowa powieść, nie ma tu fikcji, nie ma elementów surrealistycznych, ani takich, które nie mogłyby się wydarzyć. Jest rzeczywistość. Ayn Rand przedstawia nam dokładnie to, czego nikt inny nie pokazuje, a jednak każdy zdaje sobie z tego sprawę. Prościej? Pamiętacie "Odprawę Posłów Greckich" Kochanowskiego? Ano właśnie.
Głównym wątkiem książki jest przemysł. Autorka przedstawia nam ówczesne, bo z lat sześćdziesiątych, cechy, wady, i ludzi przemysłu. Między tymi ostatnimi jest Dagny Taggart, kobieta sukcesu, odważna, waleczna, twarda i inteligentna. Co jest żywym zaprzeczeniem tamtych czasów, kiedy to kobieta powinna spełniać obowiązki "kury domowej" i ostatecznie matki, choć od tego były opiekunki. Dagny jednak wyłamała się spod tych stereotypów, pokazując, że ma głowę do interesów. Zaczyna być postrzegana jak Margaret Thatcher.
Młoda Taggart często zastanawia się, kto jest odpowiedzialny za postęp, rozwój technologii? Kto jest motorem napędowym świata? Kto to wszystko wprawia w ruch? No i kim jest John Galt? Kto tak naprawdę jest tytułowym Atlasem?
Kończąc czytać książkę późnym wieczorem, długo nie mogłam zasnąć. Nie spotkałam się jeszcze z tekstem, który tak dawał do myślenia. Bez żadnych wątpliwości jest to wspaniała lektura, jednak wiem, że większość po przeczytaniu pierwszej strony odrzuci ją w kąt. Powodów jest kilka, nie podam żadnego.
Jest to książka nie tyle odważna, co uczciwa. Sięgając po nią ma się wrażenie, jakby autorka mówiła do nas: "pokażę ci jak to naprawdę jest, ale nie wymagaj ode mnie, że powiem ci jak to zmienić". Próbuje nam udowodnić, że choć dzieje się źle, to jednak próby jakiegokolwiek interweniowania skończą się fiaskiem. Bo tak być musi.
Jest to proza dojrzała, wymagająca myślenia, realistyczna. W niczym nie przypomina dzisiejszych bestsellerów. Ba! jakichkolwiek sławnych książek. Bo jest napisana dla tej garstki osób, które ją zrozumieją. I to właśnie dla nich, dzięki tej lekturze, a także dzięki lekturze "Źródła" oraz "Cnoty Egoizmu" Ayn Rand stała się ideałem, mentorem, mistrzem. I głównie dlatego jej pozycje pozostają w cieniu. By fascynować garstkę szalonych, a oskarżać całe społeczeństwo.