Zmarły przed paru laty antropolog miał dosyć ciekawy pomysł na tę książkę: wybrał oto dość arbitralnie kilkanaście dat i pisze, co działo się wówczas w Polsce i Europie. Zaczyna od roku 966, a kończy na 1795; są to dwie ważne daty w historii Polski.
We wstępie autor pisze: „Można tę książkę czytać jako zbiór historycznych anegdot (mam nadzieję, że takowych nie zabraknie), ale także jako propozycję spojrzenia na kontynent naszych przodków, francuskich, duńskich, czy hiszpańskich… etc. Były to światy niekiedy bliskie, czasami tak odległe, że porównać się ich nawet nie da.”
A potem mamy, co typowe dla tego autora, sporo ciekawych spostrzeżeń na temat rozumienia historii, i przenoszenia naszej współczesnej perspektywy w czasy dawne. I tak pisze na przykład: „My, dzieci Internetu, musimy sobie uświadomić, że apele książąt rozbrzmiewały pod sklepieniami ich komnat, a dalej wynosili je już gońcy w miarę sił własnych i wydolności konia. Realna władza książąt roku 1195 nie sięgała i sięgać nie mogła dalej niż poza stukilometrowy krąg, założywszy optymistycznie, iż nie komplikowały sytuacji góry, szerokie rzeki, bagna i puszcze, zawężające siłę rozkazów, zarządzeń i odległych, choćby najbardziej racjonalnych pomysłów i wskazań. Tylko na pobliskich ziemiach mógł władca dokonywać realnych przemian.” No tak, rozprzestrzenianie się informacji zmieniło się w sposób rewolucyjny w ostatnich dziesięcioleciach...
Znajdziemy też w książce sporo różnych ciekawostek: jest na przykład rozdział o potopie szwedzkim, w którym pisze Stomma, że Jan Kazimierz wcale nie był taki dobry, a Radziwiłłowie tacy źli, ale i tak wiadomo, że sienkiewiczowska wersja i tak wygra. Poza tym przedstawia książka ciekawą perspektywę, oto nasze polskie konflikty, spory, bitwy, w perspektywie europejskiej mocno były marginalne i nieważne; znaj proporcje mociumpanie.
Jak zwykle u Stommy opowieść skrzy się erudycją, jak zwykle uwodzi świetnym stylem, ale czasami trudno się rozeznać, o co autorowi szło, daty są wybrane jakby przypadkowo. Po pewnym czasie wywołuje to znużenie czytelnika, miałem wrażenie, że autor się popisuje, ale głębszej myśli w tym wszystkim nie ma.
Tak że w sumie wrażenia mam mieszane.