Niedawno w moje ręce wpadła pierwsza część sagi kryminalnej Camilli Läckberg, „Księżniczka z lodu”. Tak się dobrze składa, że nie minęło dużo czasu, a już miałam okazję znowu wrócić do jej powieści, tym razem trafiło na „Kaznodzieję”. Sagę tę postanowiłam przeczytać w całości, a dodatkowo obrałam sobie za cel czytać ją w porządku chronologicznym i jak widać, na razie mi się to udaje. Księżniczka spodobała mi się bowiem na tyle, aby sięgnąć po następne książki skandynawskiej autorki.
Tutaj mamy jednak zagadkę jeszcze bardziej zawiłą od poprzedniej, bowiem w pobliżu Wąwozu Królewskiego zostają znalezione zwłoki młodej kobiety. Wraz z nią policja odnajduje szczątki dwóch innych osób, prawdopodobnie zamordowanych wiele lat temu. Kobieta wkrótce jest zidentyfikowana jako Niemka, Tanja, na początku uważana za turystkę, w końcu jednak okazuje się, że do Fjällbacki nie przybyła w celach turystycznych, ale by rozwiązać zagadkę z przeszłości, która dotyczy jej osobiście. Śledztwo prowadzi Patrik, znany nam już z części pierwszej. Ale nie jest to proste śledztwo, bowiem poszlaki wskazują na ścisły związek zamordowanej z pewną rodziną, jednak ten związek nie jest jednoznaczny. Dlaczego Tanja przyjechała do Szwecji i czego tam szukała? Kim była? Dlaczego zginęła i wreszcie, kto jest mordercą? Pytań jest wiele, ale odpowiedzi wcale nie są takie proste, jakby się wydawało.
Podoba mi się w powieściach Läckberg to, że mimo, że poszczególne części można czytać oddzielnie, jako odrębne powieści, to jednak łączą je razem postaci głównych bohaterów. Patrika poznałam już w „Księżniczce z lodu” i powiem szczerze, bardzo go polubiłam. Tutaj moją sympatię zdobył już bez dwóch zdań. W „Kaznodziei” pojawia się też Erica i chociaż nie jest już bezpośrednio zamieszana w śledztwo, nie uczestniczy w nim tak jak poprzednio, to jednak jest jedną z głównych bohaterek. Wcześniej trochę mnie irytowała, teraz zmieniło się to na jej korzyść. Nie będę pisać, jak potoczyły się losy Patrika i Eriki, bo co to byłaby za przyjemność czytania, gdybyście się jednak zdecydowali na tę książkę… Ale ich losów można się domyśleć. Poza tym nie tylko te dwie postaci, ale również inni, pojawiający się w „Księżniczce z lodu”, czynią ten kryminał (i pewnie kolejne również) czymś na wzór powieści kryminalno-obyczajowej – w końcu nie mamy tu tylko morderstwa, książka nie skupia się tylko i wyłącznie na rozwiązaniu zagadki. Czytelnika równie dobrze interesują losy bohaterów niezwiązanych z prowadzonym śledztwem. I dobrze! To mi się tutaj bardzo podoba.
Uważam również, że „Kaznodzieja” jest już o wiele ciekawszą książką niż jej poprzedniczka. Na początku trochę problemów może sprawiać niezliczona ilość bohaterów, zwłaszcza rodzina Hultów powiązana z morderstwem, która ma tylu członków, że aż trudno zliczyć. Spamiętanie ich wszystkich, tego, kto jest kim, przyprawia o niemały zawrót głowy, jednak da się to wszystko z czasem ogarnąć i przestaje sprawiać problemy. Sama zagadka kryminalna jest o wiele bardziej interesująca i tak naprawdę do samego końca nie wiemy, jak się rozwiąże. Camilla w niebywały sposób potrafi trzymać czytelnika w napięciu i niepewności, czym mnie często wprawiała w konsternację, ale w tym pozytywnym sensie, bo lubię taki zabieg w powieściach kryminalnych. W końcu doszło więc i do tego, że od ostatnich stron wręcz nie mogłam się oderwać.
Polecam tę książkę nie tylko tym, którzy czytali „Księżniczkę z lodu”, bo „Kaznodzieję” można przeczytać nawet, nie znając pierwszej części. Ale dużo większą przyjemność sprawia chyba jednak poznawanie bohaterów tak, jak to zaplanowała Camilla. Zresztą Camilla Läckberg jest na pewno autorką obowiązkową dla kogoś, kto lubi kryminały, a ta książka zasługuję na uwagę bez dwóch zdań. Ja nie mogę się doczekać kolejnego spotkania ze znanymi mi już bohaterami.
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2012/09/kaznodzieja.html]