Od samego początku, od pierwszego zdania poczułam, że powieść może mi się spodobać i w sumie miałam rację. Podobała mi się, dobrze mi się ją czytało ale... No właśnie, ostatnio u mnie chyba zawsze musi być jakieś "ale". Nie wiem, albo się zepsułam, albo jakaś niewrażliwa się zrobiłam albo ..... sama już nie wiem co. Postaram się wam przedstawić moje główne spostrzeżenia :
- Od samego początku w książce wyczuwalny jest nastrój. Ale nie tyle świąteczny, co zimowy, smutny, przygnębiający, dołujący, czasami poruszający i lekko wzruszający itd.
- Akcja powieści rozgrywa się na kilka dni przed świętami, podczas świąt oraz w sylwestra. Generalnie czuć w powieść smaki i zapachy świąt, odrobinę świątecznej atmosfery również ale są pewne czynniki, które to troszkę tłumią.
- Książka jest bardzo przewidywalna ale nie przeszkadzało mi to.
- Generalnie jest to powieść, z której można wiele wynieść. Przede wszystkim pokazuje jak ważną wartością jest rodzina, ciepło domowego ogniska, poczucie bezpieczeństwa jakie nam daje. Każdy z nas potrzebuje mieć obok siebie kogoś bliskiego, życzliwego, każdy z nas potrzebuje poczuć, że jest potrzebny, ważny i kochany. Bez tego życie traci sens, świat staje zimny, szary i nieprzyjazny. Na samotność nie zasługuje nikt. Czasami drobny gest może odmienić czyjeś życie, a żeby w pełni poczuć że żyjemy, że jesteśmy szczęśliwi należy dać coś od siebie innym, a nie tylko brać pełnymi garściami, zapominając o swoim człowieczeństwie.
- Bardzo drażniła mnie mama głównego bohatera. Tomek ma 11 lat i wychowuje go mama. Jego tato zmarł w wypadku 11 lat temu. Matka jest zapracowana, całymi dniami nie ma jej w domu, stara się jak może zapewnić ich małej rodzinie byt ale to zadanie niestety ją przerasta. Ciężko jest samotnej mamie ogarnąć wymagającą pracę, dom, dziecko, bez żadnego wsparcia. Dodatkowo kobieta cały czas jojczy i się użala nad sobą i stratą męża przed 11 laty. Snuje się po domu nieszczęśliwa, przepracowana, przemęczona, zrzuca na braki synka zbyt dużo obowiązków i chociaż czasami zdaje sobie z tego sprawę, to tylko sobie obiecuje, że się poprawi, że jutro przyjdzie wcześniej do domu, ugotuje obiad i posprząta, po czym jest jak zwykle, to Tomek gotuje obiad i sprząta. Generalnie mama Tomka to dobra osoba, ciepła, kochająca i pokonana przez życie, nie oczekująca już od życia niczego dobrego. I wtedy zakochuje się. Ok, uhhh ja nie mam nic przeciwko zakochaniu ale ona zwyczajnie poleciała na ładną miskę i tyle. Miała w nosie to co zrobił Błażej, jak potraktował własną matkę, córkę, byłą kochankę, miała gdzieś że bandziory obiły mu pysio za długi, raz i drugi. Owszem, ludzie mogą się zmienić ale nie aż tak. To tylko w książce jest możliwe, że z takiego typu mężczyzny może zrobić się nagle czuły, kochający, dbający, sznaujący mąż.
- Tomek to z kolei taki młody dorosły. Poważny jak na swój wiek, rozsądny, mądry, bardzo wrażliwy, opiekuje się mamą, dba o dom. Pewnego dnia na jego drodze staje starsza pani. Chłopczyk postanawia jej pomóc. Co z tej pomocy wyniknie musicie przekonać się sami.
- W powieści stykamy się z większymi i mniejszymi problemami. Książka może dać nam wiele do myślenia i byłaby to dla mnie fantastyczna świąteczna lektura, ale ten dołujący, czasami depresyjny nastrój powieści, wpłynął na moją ogólną ocenę książki, do tego to mega pozywtywnie słodkie zakończenie, ze szczeniaczkiem i sielsko/anielską wizją rodziny, która w kilka miesięcy wyleczyła wszystkie traumy, nie bardzo do mnie przemówiło.
- Moja ocena to 6.5 - 7/10. Doceniłam przesłanie, doceniłam całokształt, jednak odjęłam punkty za to o czym wspominałam wyżej. Myślę, że śmiało możecie czytać. Książka może skraść serducho :)