"Katharsis" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Pana Macieja Siembiedy. Samo słowo katharsis kojarzy nam się z oczyszczeniem. Oczyszczenie nie jedno ma imię. Dla każdego z nas może oznaczać co innego. Żeby zrozumieć co autor miał na myśli nadając swojej powieści taki a nie inny tytuł trzeba tę powieść uważnie przeczytać.
Pan Maciej Siembieda stworzył polsko-grecką sagę która łączy pokolenia i przedstawia nam losy czterech bohaterów. Akcja powieści toczy się na kilku kontynentach na przełomie lat 1927-1990.
"Lojalność to piękna i niepraktyczna cecha."
Kostas Tosidos podoficer narodowych greckich sił zbrojnych trafia z rodziną w 1949 roku do szpitala dla uchodźców na wyspie Wolin. Zmienia obywatelstwo na polskie i od tej pory nazywa się Konstanty Tosidowski. Okazuje się, że nawet w Polsce przeszłość się o niego upomina. Zamiast pod sąd trafia do przymusowej pracy w kopalni uranu. Stamtąd nikt nie wraca żywy.
"Grecy w swój kod genetyczny mają wpisane silnie rozwinięte poczucie honoru".
Zygmunt "Sacharyna" najbardziej znany przemytnik z Gdyni nie ma sobie równych. Ale jak wiadomo nic nie może przecież wiecznie trwać i Sacharyna trafia do więzienia. Tam poznaje Tadeusza-bandytę z Łodzi. Po kilku latach panowie znowu się spotkają i spróbują połączyć swoje siły. Co z tego wyniknie?
Janis, syn Kostasa jest pretendentem do tytułu mistrza Dolnego Śląska w wadze koguciej. Niestety jego bokserska kariera zostaje niespodziewanie przerwana. Zostaje milicjantem i szuka zatartej prawdy o ojcu, próbuje rozliczyć się z przeszłością.
Marek Molenda "Zulus" uczeń "Sacharyny" szybko się uczy swojego fachu. Dla niego los ma sporo niespodzianek które wywrócą jego życie do góry nogami. Kim naprawdę jest? Co odkryje i jaki wpływ będzie miało to odkrycie na jego przyszłość?
Te wszystkie historie mają wspólny mianownik - łączy je kopalnia rudy uranu w Kletnie. To tutaj w latach 1949-1952 Sowieci wydobywali surowiec potrzebny do budowy bomby atomowej.
Ponadczasowa opowieść łącząca dobro i zło, wojnę i pokój. Autor pokazuje, że uchodźcy przerzucani z miejsca na miejsce nigdzie nie czują się jak w domu. Ich pochodzenie jest nasączone goryczą, poranione i pełne bolesnych wspomnień. Niestety nikt z nas nie ma wpływu na to w jakiej rodzinie przychodzimy na świat i skąd pochodzą nasi przodkowie. Jest to również powieść o uczuciach nie zawsze odpowiednio ulokowanych, o wyborach często dokonywanych pod wpływem presji otoczenia i nie do końca zgodnych z naszymi oczekiwaniami.
Jak tylko przeczytałam prolog to od razu wiedziałam,że ta książka jest dla mnie. Uwielbiam powieści sensacyjne z historią w tle. Zagadki, tajemnice, poszukiwania to jest to co lubię. Do tego Góry Sowie dla mnie bomba w przenośni i dosłownie. Jest to taka książka która na długo po odłożeniu kołacze z tyłu głowy. Zakończenie Panie Macieju "czapki z głów" - totalne zaskoczenie, lepszego nie mógł Pan wymyślić. Jedyny mankament tej powieści to brak chronologii i przeskok w latach. Ciężko było mi się połapać co i jak. Ale taki widocznie był plan Autora więc nie dyskutuję i nie podważam.
Uważam, że takie katharsis potrzebne jest w dzisiejszych czasach. Niektórzy powinni oczyścić się z chciwości, żądzy panowania nad innymi i wielu innych przywar. Często ludzie nadużywają swojej władzy dzięki stanowiskom które zajmują.
Polecam!
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Agora.