Mirosława Kareta kojarzy mi się z Sagą rodu Petrycych, którą zaczęłam czytać, ale niestety nie skończyłam i to nie dla tego, że książka była nudna, ale zwyczajnie z braku czasu, bo wspomniana saga liczy sobie pięć części. Postanowienie na tegoroczne wakacje: przeczytać całość, bo autorka ma lekkie i przyjemne pióro. Jednym słowem trzeba nadrobić braki.
Do sięgnięcia po Najkrótszą noc skusiło mnie właśnie nazwisko autorki i przecudnie zielona, wakacyjna okładka, a i opis wydawcy zachęcał do sięgnięcia po lekturę:
" Każdy zabiera w podróż jakąś tajemnicę..
Odludne miejsce na Kaszubach, tchnące jeszcze pogańską magią. Jak co roku grupa studentów organizuje tam spływ kajakowy. Tym razem do wyprawy przyłączają się rodziny z dziećmi, kilka par i dwie piękne dziewczyny skrywające mroczny sekret. Nikt nie podejrzewa, że ich śladem podąża niebezpieczny młody mężczyzna naruszający spokój leśnej głuszy i jej mieszkańców.
W okolicy, pośród drzew i gęstych krzewów, czai się potężna i bezwzględna siła, która igra z losem kajakarzy. Za chwile zapomnienia, samowole i łamanie zasad ktoś musiał drogo zapłacić. Nie dla wszystkich te wakacje zakończą się szczęśliwie.
Noc świętojańska, sobótka, palinocka, kupała. W powietrzu czuło się magię najkrótszej nocy w roku. Czuło się też dziwne napięcie, od którego ludziom puszczały nerwy. Wszyscy byli tak zmęczeni długotrwałym stresem i niewygodami, że chcieli tylko odreagować. Wyszaleć się, a potem spać, spać, spać..."
Prawda, że brzmi dobrze? A czy rzeczywiście Najkrótszą noc warto przeczytać?
|Kaszuby to moje ukochane miejsce na ziemi, gdzie kilka lat pod rząd spędzaliśmy z mężem urlop. To miejsce, w którym ładowałam akumulatory i napełniałam swoją miseczkę szczęścia, aby czerpać z niej energię przez cały rok. Cisza, spokój, lasy i niesamowite jeziora ukryte w leśnych ostępach, do których trafialiśmy tylko my i para czapli. Jesteście sobie w stanie wyobrazić las, jezioro i zero ludzi? ta cisza i spokój, gdzie można pobyć tylko ze swoimi myślami to miejsce wprost wymarzone dla mnie. Marzy mi się domek z zielonymi okiennicami, którego okna wychodzą na jezioro. czerwone pelargonie na parapecie i ogród pachnący tysiącem ziół to miejsce dla mnie. Podobno marzenia są po to, aby je realizować.... kto wie?? może kiedyś?
A teraz wróćmy do najnowszej książki Mirosławy Karet Najkrótsza noc. Na Kaszubach ludzie z różnych stron Polski rozpoczynają spływ kajakowy. Mamy tu grupę młodzieży akademickiej wraz z towarzyszącym im duchownym, dwie przyjaciółki , dwie zakochane pary, rodziny z dziećmi i grupę emerytów. To miały być dla jednych wakacje życia, a dla innych ucieczka od rzeczywistości, bo gdzie jak nie na Kaszubach ukryć się przed tymi, którzy nas ścigają. Jak się domyślacie mamy tu wielu bohaterów, z których każdy wnosi coś do wydarzeń jakie miały miejsce. każdy skrywa tajemnie, które nie powinny ujrzeć światła dzienne. Jakie?? Tego dowiecie się sięgając po Najkrótszą noc. To właśnie na Kaszubach mają miejsce zdarzenia, które momentami mrożą krew z żyłach. To tutaj ludzie odcięci od cywilizacji muszą radzić sobie nie tylko z własnymi problemami, ale i muszą okazać prawdziwą naturę, która nie zawsze jest kryształowa.
Tutaj trup nie ściele się gęsto. To nie jest książka z serii zabili go uciekł ( chociaż może). To nie jest ognisty romans. Najkrótsza noc to znakomite studium ludzkiej psychiki. Ludzi, z którymi możemy się niejednokrotnie utożsamiać. Najkrótsza noc to także pogańskie wierzenia i bóstwa, które rządzą w tym najpiękniejszym miejscy na ziemi. W Najkrótszej nocy nic nie idzie przewidzieć. To zaskakująca książka, po którą z pewnością warto sięgnąć w długie letnie popołudnia.
Spodziewałam się zupełnie czegoś innego, ale jestem niesamowici zadowolona, że dane mi było przeczytać najnowszą powieść Mirosławy Karety.
Myślę, że jeśli zdecydujecie się na lekturę to będziecie równie zaskoczeni jak ja.