Lepiej niż w filmach Lynn Painter to komedia romantyczna, która jest prawdziwym zderzeniem rzeczywistości z romantyzmem przedstawianym w kulturze. A wszyscy dobrze wiemy, że życie rzadko kiedy przypomina scenariusz filmowy, a scen nie możemy poprawiać do tego czasu, aż będą doskonałe. Czas na pierwszy klaps filmowy!
„Było tak, jakbym nigdy nie obejrzała żadnej komedii romantycznej. To dopiero komedia pomyłek.”
Akcja!
Liz Buxbaum wie, jak powinna wyglądać miłość. Zna wszystkie schematy uderzania strzały amora od potrącenia, wylania kawy na perliście białą koszulę, pomoc w zmianie koła pośrodku niczego… Tak zaczęła się jej „miłość” do Micheala, ten moment był i d e a l n y. Teraz chłopak wróci do miasta i Liz musi zrobić wszystko, aby zdobyć jego serce. I musi być tak jak w filmach! Dlatego ucieka do postępu, wszak lepiej zaprzyjaźnić się ze znienawidzonym Wesem, udawać z nim związek, niźli napisać inny scenariusz. Pada pierwszy klaps, aktorzy zadowoleni, odgrywają nowe sceny, tylko nagle te udawane uśmiechy zamieniają się w prawdziwe, a nieprzyjemny obowiązek staje się codziennością, bez której nie potrafi się już żyć. Jak Liz porazi sobie ze swoimi wyobrażeniami o miłości? I czy życie musi być naprawdę aż tak różne od komedii romantycznych?
„- Od wrogów do kochanków. Klasyczny motyw.
- Dobry boże, tobie się to podoba. – Zmrużył oczy, nachylił się i poklepał mnie po głowie. – Ty biedna, zdezorientowana fanko miłości. Powiedz mi szczerze: sądzisz, że ten film jest powiązany z rzeczywistością?”
Światła!
Motyw udawanego związku, od nienawiści do kochanków jest jednym z najczęściej wybieranych przez czytelników. Lubimy obserwować, jak zmienia się bohater, dojrzewa i otwiera się na miłość. W przypadku Liz i Wesa do tego kotła z eliksirem na idealną książkę na lato należy dodać nutę sarkazmu, iskrzące dialogi, całe wiaderko dobrego humoru i szczyptę romantyzmu. W końcu czyż nie każdy z nas marzy o bajkowej miłości? Takiej aż po grób? Lepiej niż w filmach to opowieść słodka, urocza, taka, która odpręża i chwyta za serce. Lekka lektura idealna na lato, która pokaże nam, jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla miłości. I wcale nie musi zostać to napisane w scenariuszu filmowym. I choć łapiemy się na pouczaniu głównej bohaterki, śmianiu się z jej naiwności, nie zdajemy sobie sprawy, gdy sami mówimy się do siebie: też chciałbym się tak zakochać.
„I gdy tak siedziała, brocząc, zaczęłam się zastanawiać, czy wszechświat nie wysyła mi wiadomości. Byłam większą optymistką niż większość ludzi i całym sercem wierzyłam w przeznaczenie, skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że to nie sygnały ostrzegawcze.”
Uśmiech!
Lepiej niż w filmach nie tylko dostarcza nam rozrywki. Książka rozpala apetyt na więcej: więcej uśmiechu, więcej miłości, więcej relaksu. Razem z Liz możemy obejrzeć jej ulubione filmy na nowo, odkryć to, czego nie zauważaliśmy wcześniej. Autorka często nawiązuje do kinematografii, literatury, dając nam jednocześnie pomysły na kolejne wieczory, podczas których możemy się doskonale bawić. Choć ta komedia romantyczna jest słodka i urocza, nie brakuje w niej momentów smutnych, rodzinnych, takich, z którymi borykamy się my: nie-bohaterowie filmów romantycznych. Ta opowieść zapada w pamięć, daje szeroką gamę pomysłów na randki, nadzieję na miłość, taką, dodającą skrzydeł.
„Uwierz mi, czasami tą osobą z największym «potencjałem magicznego wieczoru» jest ktoś, kogo w ogóle się nie podejrzewa. Czasami może to być ktoś, kogo znasz od zawsze, a kogo tak naprawdę nie zauważałeś.”