Jeśli mieszkacie, czy mieszkaliście w małym mieście lub na wsi, to na pewno znacie to poczucie, gdy pragnie zobaczyć się coś więcej. Gdy słucha się o wielkich miastach, o nieograniczonych możliwościach i wielu rozrywkach, chęć jest coraz większa. Niektórzy są stworzeni do mieszkania na wsi, inni wolą metropolie, lecz większość ludzi chce zobaczyć coś więcej, poznać coś więcej. Chodzi o czyste przekroczenie granic, by zobaczyć, że za nimi też coś jest – tak jak mówią opowieści i zdjęcia. Czym innym jest wiedza, że świat nie kończy się tam, gdzie zazwyczaj przebywamy i czym innym jest zobaczyć to na własne oczy.
Beniamin od dziecka mieszka w Widokach i tam planuje spędzić resztę swojego życia. Tam pracował przed śmiercią jego ojciec, tam on sam się wychowywał i teraz tam pracuje. Prosty plan na życie, któremu Ben jest wierny. Jednak każdy ma jakieś marzenia... Ben również w wyobraźni bierze udział w niezwykłych przygodach, staje się wojownikiem, podróżuje przez cudowne miasta i doznaje chwały. Nie spodziewał się, że życie przyniesie mu możliwość, by zawalczyć o spełnienie tych marzeń. Zaczyna się od demona, później przybywają nietypowi goście. Co dalej? Jakie szanse dostanie młody chłopak? I czy zdecyduje się je wykorzystać?
Odkąd tylko pierwszy raz usłyszałam o serii książek "Beniamin Ashwood", zapragnęłam je przeczytać i wgłębić się w świat fantastyki. Czułam, że to powieść dla mnie, że przyniesie ze sobą wszystko, co szanuję w literaturze fantastycznej. Dlatego byłam w siódmym niebie, kiedy okazało się, że już niedługo zostanie wydana po polsku. Doczekałam tego z olbrzymią niecierpliwością i teraz jestem świeżo po przeczytaniu książki. Jak moje odczucia? Czy warto było tak mocno się ekscytować?
Miałam wrażenie, że "Beniamin Ashwood" przyniesie ze sobą niesamowicie rozbudowany i oryginalny świat, który będzie zaskakiwał swoją niesztampowością i unikatową perspektywą. Tymczasem historia na razie idzie najbardziej typowym tropem – jest dokładnie tym, o czym mówi opis i nie ma miejsca tu na nietypowe rozwiązania i nowe motywy. Czuję się pod tym względem zawiedziona. Choć chcę podkreślić, że dla osób, które nie czytają obsesyjnie fantastyki, może to być coś całkowicie nowego. Dla mnie jest to pomysł jak wiele innych. Przyjemny w odbiorze, sprawiający wrażenie dobrego znajomego, ale w żaden sposób niezaskakujący.
Niemniej warto spojrzeć na całą historię z perspektywy lekkości pióra autora. Za pomocą barwnych opisów pozwolił mi poznać dokładnie świat i dać pole do popisu dla mojej wyobraźni. Tutaj jest już charakterystyczny styl autora i jego subtelny dowcip. To właśnie on sprawia, że książkę czyta się w bardzo szybkim tempie, zapominając o istnieniu codzienności. Sama historia może być dość schematyczna, lecz w żaden sposób nie wyklucza to możliwości zaangażowania w losy bohaterów.
Przeczytałam całą powieść bardzo szybko, jednak warto podkreślić, że sama fabuła jest dość powolna, co w tym przypadku wyjątkowo cenię. To nie ma być szybka opowiastka, która daje wyłącznie rozrywkę. Ma to być pełnowymiarowa opowieść, gdzie emocje będą grały główną rolę, a czytelnik będzie mógł utożsamić się z postaciami. A przynajmniej ja tak to odbieram i stąd wynika moje zadowolenia z wolnej akcji. Dla mnie to doskonałe wprowadzenie pozwalające na spokojne zapoznanie się z otoczeniem i przywiązanie się do nowego uniwersum. Dzięki temu można zrozumieć wiele rzeczy i mam nadzieję, że dać się ponieść akcji w kolejnych tomach. Też w tym przypadku wchodzi aspekt motywu drogi, który często pozornie wydaje się nudny, a tak naprawdę niesie ze sobą olbrzymi potencjał, który jest subtelny i schowany za kurtyną różnorodnych wydarzeń. Pewnego dnia zaskoczy czytelnika.
Tym bardziej że cały czas wierzę, że uniwersum zszokuje mnie. Nie nazwałabym jeszcze go wielowymiarowym i panoramicznym, jednak podświadomie czuję, że niedługo spokojnie bez zawahania będę mogła używać tak górnolotnych słów w kontekście "Beniamina Ashwooda". Widzę, jak pisarz budował fundamenty pod całość, by wszystko w przyszłości było spójne, logiczne i fascynujące. Na razie świat przedstawiony wydaje się wielki, ale tylko w słowach bohaterów.
Właśnie – co z samymi bohaterami? Tutaj mam ponownie mieszane uczucia, ponieważ część z nich uważam za naprawdę genialnie wykreowane postacie, gdzie dominuje wyrazisty charakter i poczucie, że przed czytelnikiem jest osoba z krwi i kości. Jednak jest też parę bohaterów, gdzie jednak brakuje tego dopracowania ich kreacji. Mimo wszystko najważniejsze jest, że sam Ben zdobył moje głębokie uznanie jako postać literacka i sympatię jako on sam. Uwielbiam fakt, że pisarz stworzył osobowość głęboką, pełną refleksji, swojej własne charakterystyki. Beniamin ma dużo zalet, ale ma też wady. Nie czuć w nim wyidealizowania. W ogóle to jest bardzo odczuwalny przy prawie wszystkich postaciach. Są ludźmi, więc nie mogą być idealni, nawet wtedy gdy ich dominującą stronę jest dobro. W tym miejscu chciałabym przywołać Renfro – kolejna postać, która zyskała moją olbrzymią sympatię. Renfro ma tyle irytujących, wstydliwych lub po prostu złych cech, że jest to wręcz niemożliwe, by go lubić – ale jednak. Potrafi swoje wady naprawić olbrzymimi pokładami pozytywnej energii i własną historią, która tłumaczy naprawdę wiele.
Zresztą jestem pod wielkim wrażeniem pewnych wątków związanych właśnie z personalnymi historiami. Pisarz postarał się ukazać, jak wiele do powiedzenia ma wychowanie człowieka, miejsce, w którym na co dzień przebywa, wpływ innych ludzi. To wszystko kształtuje jednostki i sprawia, że czasami nie są w stanie przejść pewnych barier, mimo że bardzo by chciały. Podążają utartą ścieżką i ich wybicie z niej jest prawie niemożliwe. Lecz Cobble nie ogranicza się wyłącznie to takiego rodzaju banału, gdyż pokazuje też drugą stronę – są też ludzie, którymi niezmiernie łatwo manipulować i wręcz modelować ich jak świeżą glinę. W "Beniaminie Ashwoodzie" jest różnorodna tematyka i wiele wątków, lecz to właśnie ten aspekt najbardziej mnie urzekł i pozwolił na głębszą refleksję.
Mimo że książka nie spełnia wszystkich moich oczekiwań, to jestem bardzo zadowolona, że cierpliwie czekałam i wreszcie ją przeczytałam. Ma wiele wad i niedociągnięć, lecz obiecuje też wiele w przyszłości. Może to trochę naiwne, że tak mocno oceniam powieść w kontekście tego, czego jeszcze wtedy nie było, jednak moje własne doświadczenie pokazuje mi, że lepiej zawieść się w przyszłości niż pozbawić się możliwości poznania wspaniałej historii.