Natalia Rolleczek pisała i o tym, jak to źle było w przedwojennych sierocińcach prowadzonych przez zakonnice (Drewniany różaniec), i o tym, jak ciekawa była epoka hellenistyczna (Trzy córki króla). Ale najlepiej jej wychodziły opowieści o rozterkach dziewcząt i chłopców (chyba jednak głównie dziewcząt). Na przykład o niejakiej Judycie Jelonek, rocznik 1941 (tak, tak), zwariowanej szesnastolatce. W Polsce trwa polityczna odwilż, a Judyta wikła się w coraz to nowe kłopoty. Jest to bowiem osóbka, która uważa się za nad wyraz dorosłą i uświadomioną, a w rzeczywistości jest nieco naiwna i jeszcze mocno dziecinna. Aczkolwiek sympatyczna. Wychowuje ją matka, wdowa po bohaterze spod Monte Cassino. Kult ojca pada cieniem na dzieciństwo Judyty i jej starszej siostry Pauli. Babka, rodzinny tyran, karmi dziewczęta patriotycznymi ideałami, stawiając poległego ojca za wzór wszelkich cnót. Panienki wolą jednak od nieznanego rodziciela ciepłego, przyziemnego Juliana, przyjaciela rodziny, który jest zawsze pod ręką chętny do pomocy; a to przyniesie cytryny, a to pozwoli się wypłakać w kamizelkę. Sporadycznym i dalekim uczestnikiem życia rodzinnego jest tajemniczy stryj Karol z Londynu, przysyłający niekiedy paczkę z deficytowymi dobrami. Zasłyszany strzęp rozmowy między matką a babką, szybkie zerknięcie na pozostawiony na wierzchu list matki do jakiegoś mężczyzny sprawiają, że Judycie rusza wyobraźnia. Wymyśla piętrowe zawirowania miłosne, dochodząc do wniosku, że matka musiała wybierać między ojcem a stryjem Karolem, a wierny Julian od lat czekał na swoją szansę i wypalenie się dawnych uczuć. Ostatecznie Judycie udaje się tak zamotać we własnych domysłach i intrygach, że widzi przed sobą tylko jedno rozwiązanie problemów: ucieczkę z domu do możliwie odległego PGR-u, gdzie będzie mogła oddać się pracy u podstaw.
W tym momencie akcja przyspiesza, poznajemy z Judytą niezbyt ciekawe zakamarki Krakowa (sceny w nowohuckim barze mlecznym – mistrzostwo świata, niemal dorównują im wcześniejsze epizody malowania mieszkania sąsiadów przez awangardową młodzież artystyczną), całą galerię mniej lub bardziej sympatycznych typów i typków, a na końcu oczywiście główna bohaterka, pognębiona, pozna zaskakujące rozwiązanie kwestii, nad którymi daremnie łamała sobie głowę.
Przygody Judyty idealnie nadają się na odtrutkę po lekturach zbyt ciężkostrawnych. Doskonale poprawiają też nastrój w chwilach przesileń między porami roku, a przecież właśnie w taki okres przejściowy wchodzimy. Autorka ma dar opowiadania, zmysł obserwacji i poczucie humoru. Na dodatek, jeśli komuś się spodoba, będzie miał przed sobą kolejne dwie części, równie udane.
[recenzja opublikowana na moim blogu:
http://zacofany-w-lekturze.blogspot.com/]