Prawdziwe wyznania osoby, u której zdiagnozowano chorobę psychiczną, schizofrenię. Autorka, a zarazem bohaterka pokazuje nam świat od środka, widziany oczami chorej. Aleksandra wychowywała się na wsi, satysfakcję. Pracuje i zarabia marne grosze, żyje z dnia na dzień, bez oszczędności i swojego dachu nad głową. Często ląduje w szpitalu psychiatrycznym, jak tylko choroba daje o sobie znać. Jak ogarnia ją panika, słyszy zewsząd głosy i widzi cienie. To znaczy, że już czas najwyższy, aby zawitać w cztery białe ściany.
„Otamowanie myślenia” nie jest terminem, który wyrósł z mojego literackiego konceptu. Jest to poważny termin. Często odnosi się do stanu popsychotycznej depresji”.
Zapiski wariatki to bardzo smutna lektura, pokazuje nam to, co jest dla nas, ludzi zdrowych jest niewidoczne i nieodczuwalne. Coś, co się dzieje poza nami, poza nasza sferą komfortu. A z czym na co dzień zmagają się ludzie chorzy psychicznie. Czy ich życie jest łatwe? Jak oni sobie z tym radzą? Czy społeczeństwo ich akceptuje? Oni nie wiedzą, kiedy dostaną kolejnego ataku, kiedy nie będą potrafili zapanować nad swoim zachowaniem i emocjami. Ich życie to tak sinusoida, raz lepiej, raz gorzej, czasem w domu, częściej w szpitalu. Czas upływa, sytuacje się nieustannie powtarzają, a oni nie mogą liczyć na poprawę. Tylko na chwilę mogą uśpić drzemiącą w nich chorobę wyciszyć, by w najmniej oczekiwanym momencie uderzyła z ogromną siłą.
„Jestem wymarzoną dziedziczką pokoleniowych traum. Miejscami mój życiorys wydaje się doskonałym świadectwem zgoła fatalnej karmy”.
Autorka otwiera szeroko drzwi do swojego świata, zaprasza nas nie ma przed nami nic do ukrycia. I co widzimy? Wielki ból i rozdarcie, smutek i żal. Dla mnie to świat obcy i nieodgadniony. Nie potrafię się w nim odnaleźć. Ale z uwagą słuchałam wyznań autorki, starałam się ją zrozumieć. Nie mam zamiaru jej krytykować czy oceniać, nie mam do tego żadnego prawa. Ale to otwarcie na ludzi pokazuje wyraźnie, czego możemy się po nich spodziewać, jak mogą się zachowywać i do jakich czynów są się w stanie posunąć. Ich codzienność jest szara, bezbarwna, trochę nijaka. Takie siedzenie na tykającej bombie, która w każdej chwili może wybuchnąć. Ale oni też potrafią czerpać radość z życia, starają się żyć w miarę normalnie, szukają akceptacji swojej inności. Nie jest łatwo się dostosować do otoczenia, odnoszą wrażenie, że każdy wskazuje ich palcem i na głos wytyka ich chorobę. Taka wszechogarniająca obsesja. Ale to wszystko dzieje się tylko w ich głowie i wyobraźni.
„Czym różni się wszystko i nic?”
Te lekturę czyta się w miarę szybko, chociaż muszę przyznać, że chwilami język opowieści jest dość trudny i zawiły. Nie jest to historia, która uczy nas postępowań w relacjach z osobami chorymi psychicznie, nie otrzymujemy żadnych recept czy wzorców gotowych zachowań. Ona pokazuje, jak takie osoby się mogą zachowywać i czego możemy od nich oczekiwać.
Lektura jest bardzo wartościowa i prawdziwa, bo napisana przez osobę bezpośrednio dotkniętą chorobą. Przez osobę, która ma tę chorobę w sobie, walczy z nią każdego dnia, próbuje ją okiełznać, wziąć za karb. Jest szczera i bezkompromisowa, uzewnętrznia to, co jest bardzo głębokie i intymne. Coś, co nie każdy chce ujawniać, ale często zatrzymać tylko dla siebie. Autorka zdecydowała się zaprosić nas do swojego intymnego świata i pozwoliła się rozgościć. Czy się w nim odnajdziemy, to zależy tylko od każdego z nas … Czy każdy przyjmie zaproszenie i jest gotowy na tak trudne przeżycia?
Polecam, warta spędzenia z nią kilku wolnych refleksyjnych chwil …