"Wirus w koronie, bakteria w kapsule, czyli wyprawa do mikroświata" to publikacja dla dzieci bardzo "na czasie". Pozwala młodemu czytelnikowi poznać i wyobrazić sobie tak abstrakcyjne formy, jakimi są wirusy i bakterie. Niejeden dorosły ma problem z ich rozróżnieniem. W dobie koronawirusa możemy się o tym przekonać, słuchając wypowiedzi np. celebrytów-osób, które mają obecnie ogromny wpływ na kształtowanie się poglądów i trendów, ale nie posiadają wiedzy merytorycznej w tak ważnym dla naszego zdrowia i życia obszarze.
No, ale jak to się mówi - "W młodych nadzieja!!!", więc warto zachęcić ich do przeczytania tej książki.
Czego dowiadujemy się z niezwykle barwnych stron?
* "Wyobraź sobie, że na okrągłym stole leży pestka jabłka. Gdyby porównać wielkości: stół to bakteria, a pestka to wirus."
* "Wirus jest jak rozbójnik, który włamuje się do czyjegoś domu. Wyjada gospodarzowi wszystko z lodówki, robi okropny bałagan. A potem, odżywiony i silny, produkuje mnóstwo nowych wirusików. W końcu wysadza napadnięty dom w powietrze i rusza do kolejnego ataku."
Działa na wyobraźnię, prawda? A jak działa na wyobraźnię to znacznie łatwiej zrozumieć i zapamiętać! I o to chodzi, bo tematyka nie jest łatwa, ale za to jest niezwykle istotna. Uważam, że autorka świetnie sobie poradziła z przekazaniem najważniejszych informacji. Kilka osób z pewnością się oburzy z powodu użycia słowa "produkować" w odniesieniu do energii, ale ze względu na to, że pozycja jest kierowana do młodych czytelników ja osobiście dopuszczam takie uproszczenie.
Co jeszcze może zaskoczyć młodego czytelnika?
Chociażby to, że wirusy nie są organizmami żywymi.
Jeśli nie wiecie dlaczego, zapraszam do lektury!
No to teraz niespodzianka! Książka jest tak bogato ilustrowana, że nie sposób oderwać od niej wzroku. Rysunki są proste, ale niezwykle wymowne - odporność to zbroja rycerska, a pułki i dywizje to wojownicze komórki - limfocyty.
Komu polecam tę publikację?
WSZYSTKIM!
Dzieciom, ich opiekunom, nauczycielom, lekarzom...
Książka pokazuje jak w prosty sposób wytłumaczyć trudne rzeczy.
Uwaga - czytanie dziecku wyzwala lawinę pytań! Mój trzyipółletni syn sporo czasu spędził oglądając obrazki (rysunki są naprawdę absorbujące), a jak zaczęłam czytać to na początku było to praktycznie niemożliwe, bo do każdego zasłyszanego zdania i pokazanego fragmentu ilustracji miał po kilka pytań. Jeszcze żadna książka nie zrobiła na nim takiego wrażenia.
Recenzja powstała dzięki współpracy z wydawnictwem Nasza Księgarnia.