Gdy przeczytałam w zapowiedziach na luty słowa: zbrodnia, tajemnica. Żydzi, Oświęcim - od razu pomyślałam, że ta książka mnie zaciekawi. Ja sama się czasami zastanawiam na tym, jak to możliwe, że cała społeczność po prostu zniknęła.
Wojciech Chmielarz na okładce napisał, że książka nie pozwoli zasnąć, dopóki nie doczytamy go do końca'. I prawdę mówiąc, to prawda, bo wczoraj zasnęłam dopiero, gdy doczytałam do końca. A już dawno mi się takie coś nie zdarzyło! Czytałam maksymalnie do 19.
Autor snuje swoją historię wolniutko jak warstwy cebuli albo pora. Raczej pora, bo por ma więcej warstw i pod każdą jest jakiś brudek, który trzeba dokładnie odchylić i umyć. Całkiem jak w tej książce. Ale ja miałam inne skojarzenie: z 'Miasteczkiem Twin Peaks'. I tu, i tu, zło czai się pod spodem. I tu, i tu poszukiwanie prawdy jest ciekawsze niż sama prawda.To bardzo ciekawa książka.
Początkujący dziennikarz Wojciech Jaromin z Krakowa przeprowadza się do Oświęcimia, gdzie znalazł pracę w lokalnej gazecie. Jest obcy, więc rażą go miejscowe układy i przynależności. Szybko zauważa, że w mieście panuje zmowa milczenia wokół 'skarbu żydowskiego''. Miejscowy boss szuka zakopanego w czasie wojny złota, a nikt mu w tym nie przerywa. No może poza panem Henrykiem, który głośno domaga się oddania synagogi na muzeum. I poza lokalnym nauczycielem historii, który szuka prawdy o historii lokalnych ludzi. Nagle dochodzi do dziwnych zdarzeń. Dzieci zachowują się niepokojąco, a rodzice się ich boją. Szczurów jest coraz więcej i często dochodzi do zachowań dziwnych i groźnych. W dodatku istnieją fotografie z czasów wojny, na których mamy ludzi. A wśród nich człowiek kropka w kropkę wyglądający jak sam Wojtek - jego dziadek, ojciec ojca, którego dziennikarz nie zna, bo matka nie wyjawiła mu z mi go miała. Wojtek widzi dziwne, paranormalne rzeczy: jakiegoś człowieka w kapeluszu, jakąś dmuchaną kaczkę na jeziorku, jakieś zjawy dzieci itd. Sprawa ta go wciąga na tyle mocno, że postanawia dojść do prawdy. A prawda sięga głęboko w czas drugiej wojny światowej i jest ciężka do przełknięcia. Ale całość ujawnia się dopiero pod koniec książki.
Książka nazwana została thrillerem. To wszystko tutaj jest, ale groza książki tkwi w czymś głębszym. Strach tutaj wzbudzają dzieci, które nagle przestają być sobą i robią straszne rzeczy. Potem jest jeszcze gorzej, ale wciąż są te dzieci. No i demony historii. Autor porusza tematy tabu. Tym tabu jest Oświęcim - Oszpicyn. Tyle lat po wojnie, a mało kto się chwali, że mieszka w Oświęcimiu. To za blisko miejsca zagłady miliona ludzi. W książce konsekwentnie nie używa się słów: Oświęcim i Obóz. Jest Oszpicyn i Muzeum. Konsekwentnie. W mowie zazwyczaj unikamy słów, których się boimy....
W 'Oszpicynie' mamy miejsce, które woła o sprawiedliwość. Gdy żywi nic nie robią, ziemia nasiąknięta złem zaczyna przemawiać. Pojawiają się szczury, widna i coś się dzieje z dziećmi. Nagle się okazuje, że przodkowie tych sześciorga dzieci odegrali rolę w smutnym zdarzeniu z czasów wojny. A niepochowane ciała domagają się odnalezienia i odmówienia za nich modlitwy kadisz, przysięgi domagają się spełnienia, a klątwa - wypełnienia. I jak mówi Stary Testament winy dziadków przechodzą na wnuki.
Bardzo mnie wciągnęła ta książka: tajemnicza, niedopowiedziana prawie do końca i odnosząca się do historii.
Już dawno nie czytałam powieści z takim zaciekawieniem. Mnie ten świat przedstawiony wchłonął. Zdawałam sobie sprawę, że sporo rozwiązań fabularnych w niej to 'hokus-pokus', ale i tak mnie wciągnęło, zaciekawiło itd.