Dwóch uczonych mężów przeprowadza analizę stanu współczesnego sportu wyczynowego. Główna teza książki nie jest zbyt oryginalna, oto sport jest obecnie wielkim biznesem, gdzie liczą się pieniądze i zysk, odeszły w niebyt czasy czystej, dżentelmeńskiej rywalizacji. Wszystko to wyłożone jest językiem marksistowskim, czyli mamy wyrażenia typu: walka klas, alienacja klasy pracującej, akumulacja kapitału itp., które jakoś mało pasują do opisu sportu, raczej przypominają bezpowrotnie minioną epokę. Dlatego rzecz cała przypomina odgrzewany kotlet, ale mocno już niestrawny.
Typowy cytat ilustrujący wywody autorów: „W bliższym nam okresie historycznym zorganizowany sport jako narzędzie pacyfikacji oraz kontroli świata pracy zyskał zupełnie nowy wymiar w autorytarnych i totalitarnych reżimach połowy XX wieku. Zarówno w faszystowskich Włoszech, jak i nazistowskich Niemczech sport służył odwróceniu uwagi i energii pracowników od problemów polityczno-ekonomicznych przy jednoczesnym wzmacnianiu identyfikacji jednostek z państwem.” Co się rzuca w oczy, po pierwsze sport jest narzędziem zniewolenia świata pracy(!), po drugie autorzy nie piszą ani słowa o innych reżimach totalitarnych: ZSRR i NRD i roli sportu w tych krajach. Ale rozumiem, że autorom jako marksistom ręka by uschła gdyby mieli skrytykować 'ojczyznę światowego proletariatu'.
Pełno tam podobnych cytatów rodem z minionej epoki. Autorzy analizują nie tylko sport, piszą np.: „Facebook bezpośrednio oddziałuje na nasze życie towarzyskie, wpływając na to, z kim i jak intensywnie się zaprzyjaźniamy. To jest właśnie podporządkowanie przyjaźni i towarzyskości logice akumulacji kapitału” No to już wiem, dlaczego nie lubię fejsa: akumulacja kapitału! Więcej tam takich wywodów, naprawdę nie chce się tego czytać; nie tylko to intelektualnie jałowe, ale też nudne i przegadane.
Przy okazji czytania tego dzieła znowu się przekonałem jak anachroniczne i ograniczone poznawczo jest podejście marksistowskie. Może czasem krytyka autorów współczesnej sceny sportowej i ogólniej, kapitalizmu jest słuszna, ale od razu pojawia się pytanie: co zamiast? Już jeden projekt (wymyślony przez Marksa i Engelsa) żeśmy w Polsce przerabiali i nie mam najmniejszych chęci do niego wracać. A co proponują autorzy, jako alternatywę dla sportowego businessu? Po pierwsze księcia Hubertusa von Hohenlohe, który jest założycielem, prezesem i jedynym zawodnikiem Meksykańskiej Alpejskiej Federacji Narciarskiej, uczestnikiem wielu olimpiad w barwach Meksyku, oczywiście bez sukcesów. Inny przykład to stworzenie przez kibiców klubu futbolowego FC United of Manchester, w proteście przeciw przejęciu Manchester United przez rodzinę Glazerów, według autorów: „spekulantów z Miami”, którzy uczynili z MU maszynkę do robienia pieniędzy. Są to przykłady kuriozalne i dosyć żałosne: nie można robić współczesnego sportu, idąc śladem meksykańskiego arystokraty czy kibiców z Manchesteru.
Muszę przyznać, że nie skończyłem książki, to było zbyt trudne. Ale przeczytałem wystarczająco, żeby sobie wyrobić opinię. Nie polecam.