Gdy zobaczyłam w bibliotece powieść „Krzyżowcy. Droga do Jerozolimy” Jana Guillou, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Interesuje mnie średniowiecze, Skandynawia. Poza tym moja mama oglądała niedawno ekranizację tej książki („Templariusze: Miłość i krew”) i podobała jej się. Po lekturze mam nieco mieszane odczucia, ale o tym za chwilę...
Kilkuletni Arn Magnusson wychodzi cało z poważnego wypadku. Wdzięczni Bogu rodzice postanawiają wysłać syna do klasztoru. Chłopak spędza tam dwanaście lat. Od brata Guilberta, byłego templariusza uczy się walki i zasad rządzących światem. Z czasem przeor klasztoru chce, aby chłopak poznał świat, zanim zdecyduje się na śluby zakonne. Od tej chwili zaczynają się prawdziwe problemy…
„Krzyżowcy. Droga do Jerozolimy” to epicka opowieść, ukazująca nam życie w średniowieczu. Dzięki niej możemy poznać obyczaje, tradycje, kulturę ówczesnego społeczeństwa. Ponadto dowiecie się co nieco na temat średniowiecznej Skandynawii, krucjat, więc jeśli lubicie historię, powinniście być zadowoleni.
Gdy czytałam tę książkę, najbardziej było mi żal Sigrid, matki Arna, mądrej kobiety, która właściwie nie zaznała szczęścia. Oczywiście pozostali bohaterowie również są ciekawi, więc pod tym względem autorowi nie można nic zarzucić. Niestety, momentami akcja była zbyt monotonna, opisy za długie, przez co nie mogę powiedzieć, że powieść mnie wciągnęła. Możliwe, że nie każdemu to przeszkadza, ja akurat nie jestem zwolenniczką obszernych opisów, jeśli nie są one potrzebne. W całej książce brakowało mi czegoś, co spowodowałoby, że stałaby się jedną z moich ulubionych.
Skupmy się teraz na wątku głównym, dotyczącym Arna. Książka uświadamia nam, że osoby, które spotykamy w swym życiu, mają ogromny wpływ na nasze losy. Śledzimy dzieciństwo bohatera, później okres dojrzewania, aż wreszcie początek dorosłego życia. Mamy okazję obserwować, jak kształtuje się jego charakter, jakie rozterki przeżywa. Niestety, fakt iż przebywa w klasztorze, nie zawsze korzystnie na niego wpływa. Nie rozumiejąc przełożonych, często postrzega świat w błędny sposób. Później zaczyna uczyć się życia „na wolności”…
Fani romantycznych wątków nie będą rozczarowani, aczkolwiek mnie od denerwował. Wszyscy żałują Arna, a to przecież z jego winy stało się to, co się stało! Sam zesłał na siebie nieszczęście, a że miał pecha, bo pewna osoba okazała się intrygantką, to już inna sprawa. Arn popełnił w swoim życiu błędy, a za to się płaci…
Pomimo tego, iż książka „Krzyżowcy. Droga do Jerozolimy” nie zachwyciła mnie szczególnie, uważam, że warto ją przeczytać, o ile ktoś interesuje się średniowieczem, rycerstwem. Nie wiem, czy przeczytam kolejne części, ponieważ wiem, jak cała historia się zakończy. Może kiedyś?
kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com