Szwed czyta, Polak czyta, ja czytam, pan czyta, i pani, i państwo też czytacie, no fajnie mamy. No to jak już tak czytacie, to może tym razem poczytacie, że jak to się dzieje, że sąsiad nie czyta, i to wcale nie dlatego, że jest głupi i pewnie woli wydać na piwo.
„Szwecja czyta, Polska czyta” to podzielony na dwie części zbiór wywiadów z ponad 25 osobami z literackiego półświatka, głównie mniejszymi lub większymi aktywistami: bibliotekarzami, organizatorami przestrzeni bibliotecznej, współtwórcami festiwali oraz akcji czytelniczych, członkami organizacji non-profit czy wydawnictw z misją. Czytając kolejne rozmowy w części szwedzkiej trudno się nie rozmarzyć: finansowe wsparcie dla pisarzy, biblioteki z kuchnią (bo od czego zacząć pisanie książki kucharskiej?), szpitalne biblioteki z działem medycznym dla pacjentów… Wywiady po polskiej stronie mogłyby być jednym wielkim żalem i lamentem, ale na szczęście poza samokrytyką sporo w nich energii, dobrych pomysłów i po prostu nadziei na lepszą przyszłość. Rozmówcy są interesujący, a ich doświadczenie oferuje zróżnicowane spojrzenie na czytanie i to, co do niego prowadzi w wymiarze społecznym.
Bo „Szwecja czyta, Polska czyta” przypomina, że czytelnictwo (wiem, panie Chymkowski, okropne, od razu nasuwa „hutnictwo”) nie sprowadza się do klepnięcia w kącie z lekturą i herbatą i udawaniem, że świat nie istnieje – z książką nierozerwalnie wiąże się życie kulturowe, lokalna społeczność łącząca się przez bibliotekę, losy mały księgarń, edukacja, przepływ myśli i idei, umożliwianie rozwoju tym, dla których los nie był łaskawy. Słusznie przewija się w polskiej części krytyczna uwaga, że świat nie- i czytających rozbił się na dwa nieprzenikające się światy, zaś dostępu do tego drugiego nierzadko broni bufoniasta elitarność. Ustawy o szkolnych bibliotekach są ważne, ale z tym "jestę w tym niewielkim procencie, co cztery książki w tym roku przeczytał, ale ze mnie intelektualista gardzący TV!" weźmy zacznijmy od siebie.
Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na pytanie „ej, co zrobić, żeby ludzie czytali dwadzieścia książek rocznie?”. Warto sobie od czasu do czasu przypomnieć, jak wiele czynników się na to składa – ta pozycja nadaje się do tego w sam raz, oferując różnorodne perspektywy i pomysły z dwóch odmiennych krajów. Aż chce się wstać z fotela i wbić do tej naszej bieda biblioteki schowanej w bloku z wielkiej płyty z tymi dwoma zakurzonymi półkami i powiedzieć: „pani Halinko, rozkręćmy ten przybytek!”.
[Recenzja została po raz pierwszy (12.09.2019) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]