Matactwa i inne "kombinacje" osób będących u władzy wcale nie są wymysłem czy domeną naszych czasów. Już bowiem w starożytności król Pelias obiecał Jazonowi zwrot podstępnie odebranej jego rodzicom korony - jeśli tylko ten ostatni wykaże się jakimś znamienitym czynem. Np. przywiezie z odległej Kolchidy mityczne "Złote Runo". Jednak nikczemny monarcha wcale nie zamierzał spełnić danego słowa...
Niczego nie podejrzewający Jazon ogłosił tymczasem nabór ochotników na tę niebezpieczną wyprawę. Z całego kraju nadciągali wszelkiego rodzaju "nieustraszeni", by przeżyć "przygodę życia", a może i dokonać bohaterskich czynów. Ze wszystkich chętnych wybrano najlepszych, prawdziwą elitę. Takich "starożytnych komandosów".
Wśród nich był Polideukes...
Wraz z bratem bliźniakiem - Kastorem pochodzili z królewskiego domu w Sparcie. Jest "nieco" wątpliwości, co do ich narodzin, jedna z wersji mówi nawet o tym, że wykluli się z...jaja. To mogłoby w jakimś sensie potwierdzać, że kiedyś Ziemię zamieszkiwały różne "inteligentne rasy" - nie tylko ta obecnie dominująca ...
W każdym razie bracia, zwani Dioskurami, uważani byli za "dzieci Zeusa", zaś w Sparcie otrzymali twarde, "żołnierskie" wychowanie...
Niestraszne im były później żadne niebezpieczeństwa, a wyprawa po "Złote Runo" pełna była takowych...
Przykładowo król jednej z mijanych wysp - Bebrycji, słynny siłacz Amikos- zażądał, by jeden z Argonautów stanął z nim do walki na pięści. Dopiero wtedy miał "przepuścić" przyjezdnych, uzupełniając niejako "przy okazji" ich zapasy żywnościowe. Ale tylko w przypadku własnej porażki...
Do pojedynku zgłosił się Polideukes. Odważny młodzian prócz "spartańskiego chowu" miał za sobą także zwycięstwo w igrzyskach olimpijskich. Był więc "zaprawiony w bojach".
Po kilku rundach bezpardonowej wymiany ciosów, górę wzięła strategia oraz technika walki. Polideukes w końcu powalił większego i silniejszego oponenta, "umożliwiając" tym samym kompanom dalszą podróż do wymarzonego celu...
"Po wszystkim" zaś nie wrócił z innymi do Grecji. Wraz z bratem popłynął tratwą na północ Morza Czarnego. W jednej z małych zatoczek Dioskurowie rozbili obóz, i żywili się tym, co upolowali bądź złowili. A gdy jeszcze paru co bardziej napastliwych tubylców "nauczyli moresu" i zdyscyplinowali - miejscowi uznali ich za swoich przywódców.
Podróżując wcześniej po świecie i widząc, co się na nim "wyprawia" bracia zdali sobie sprawę, że nie zmienią "wszystkiego". Ale na niektóre pomniejsze sprawy, jak własne losy - mieli wpływ. Więc założyli osadę - Dioskurię, która z czasem stała się jednym z ważniejszych portów ówczesnego świata...