Kevin Wilson, mimo, że dotąd mi nieznany, wciągnął mnie w wykreowany przez siebie świat ze starannością mistrza.
Stworzenie realiów, tak dobrze nam znanych, a jednak tak odległych, w których ludzie zmuszeni są do dokonywania wyborów, przed którymi nigdy nie chcieliby stanąć, gdzie miłość do rodziny okazuje się być przeszkodą na drodze miłości do sztuki i pasji – to wszystko sprawia, że Rodzina na pokaz jawi się jako książka niebywale bliska i autentyczna. Każdy z nas stanął kiedyś przed podobnym dylematem, choć przystrojonym w inne piórka, dalece różniącym się od tego przedstawionego na kartach książki, lecz wciąż jawiącego się jako znany z empirii.
Nie dziwi, że książka ta została doceniona przez krytyków i wpisana na listy dziesięciu najlepszych książek roku wielu magazynów, w tym „The Time”, „People”, „Publisher Weekly” i „Esquire”. Nie rankingi stanowią jednak o jej sile, lecz niezwykłe dobrze wykorzystany potencjał i siła oddziaływana na czytelnika: ta opowieść bawi i wzrusza jednocześnie. Jest smakowitym kąskiem, którego chciałoby się połknąć w całości za jednym zamachem i który wciąż chciałoby się mieć.
Jej bohaterami są Camille i Caleb, uważający siebie za artystów. Są to ludzie na tyle osobliwi, że nie zawsze potrafią odróżnić prawdziwe życie od życia scenicznego: wszystko jest dla nich niekończącym się spektaklem. Ich pomysły budzą mieszane uczucia, w dużej mierze stanowią bowiem cienką linię między kontrolowanym chaosem a szaleństwem. Niestety, ich nieobliczalna „sztuka” powoduje, że naruszone zostaje życie ich dzieci, które zostają w działalność rodziców wciągnięci. Pozbawia ich to prawdziwego dzieciństwa, poczucia bezpieczeństwa i jakkolwiek uporządkowanego świata. Wszystko wydaje się być spontaniczne i pozornie kontrolowane. Decydują się oni bowiem na odgrywanie różnych scen w zaplanowanych wcześniej miejscach, a ich widzami stają się przypadkowi ludzie, nieświadomi całego zamieszania. Najczęściej wierzą oni w to, co widzą, przyjmując działania teatralne za prawdziwe. Powodują tym samym satysfakcję Fangów, którzy żyją w przeświadczeniu, że to ich talent spowodował, że grana scena jawiła się jako autentyczna.
Cała rodzina jest niczym objazdowy teatr. Niestety, dla dzieci nie są do warunki dobre do prawidłowego rozwoju. Życie w ciągłym niepokoju i niepewności następujących po sobie wydarzeń sprawia, że daleko im do chcianej normalności i rutyny. Ciągłe życie na walizkach, udawanie, odgrywanie scen zafałszowanych, sprawia, że nie potrafią odnaleźć się w swoich późniejszych życiach.
Swoista trauma z dzieciństwa zupełnie namieszała im w głowach, sprawiając, że jako dorośli zupełnie nie radzą sobie z rozwiązywaniem konfliktów ani problemów każdej natury: osobistej i zawodowej. Próbują rozpocząć nowe życia, Anna jako średniej klasy aktorka, Buster jako nieznany pisarz. Oboje okrywają się niesławą, popadają w nałogi, zostają zapamiętani, jako postaci jednoznacznie negatywne i nieradzące sobie z niczym. Po latach staje się jasne, że nie są oni zdolni do życia w społeczeństwie, przez co zmuszeni są do powrotu do rodziców, którzy poprzez takie, a nie inne wychowanie uzależnili ich od siebie na dłuższą metę.
Okazuje się, że ci szykują już prawdziwy performance, który postawi pod znakiem zapytania ich relacje oraz priorytety. Widowisku, do którego tak skrzętnie się przygotowują, ma być najbardziej spektakularną rzeczą w ich życiu.
Wilson w swojej książce kładzie duży nacisk na problematykę spełniania się kosztem innych, poświęcania dzieciństwa swoich pociech dla własnych, wygórowanych ambicji i często chorych pomysłów. Nietypowe wychowanie jest ostatnio w modzie, nie możemy jednak popadać w skrajności, by nie skazać dzieci na bycie niezdolnymi do życia w prawdziwym świecie.
Sztuka Wilsona, jest sztuką destrukcyjną, która zamiast tworzyć człowieka, niszczy go w samym zalążku. Zamiast rozwijać – przekreśla wszystko, dezorientuje i nie nadaje życiu sensu. Odziera z dzieciństwa, przyczynia się do podejmowania kroków śmiałych, ale zupełnie nieprzemyślanych.
Autor próbuje podjąć z czytelnikiem dyskusję skupiającą się na istocie sztuki: czym tak naprawdę jest, jak wiele można dla niej poświęcić? Między wierszami stawia pytania uniwersalne: o sens tworzenia.
Wilson przy tak kontrowersyjnej tematyce nie stara się szokować językiem. Zdecydował się na proste opisy, prostą wymianę zdań. W jego powieści nie znajdziemy kunsztownych sformułowań i słownej wirtuozerii. Na plan pierwszy wysuwa się problematyka, nie zaś język, dzięki czemu o wiele skuteczniej dociera do szerokiego grona odbiorców.
Polecam. I lekturę, i głos w dyskusji.