Książkę zakupiłam na merlinie dzięki mojej kumpeli, która namawiała mnie do jej kupna. W oczekiwaniu na "Przed świtem" postanowiłam się skusić i już po dwóch dniach ta powieść leżała u mnie na biurku. Cóż, muszę przyznać, że to była dość dobra decyzja i cieszę się, że mogłam ją przeczytać - zwłaszcza, że za przesyłkę zapłaciłam aż siedemnaście złotych i była warta swojej ceny.
Jest to historia dość skomplikowana. poznajemy Wagabundę, która zamieszkuje schwytaną przez Łowców dusz Mealnie. Nieoczekiwanie obie przypadają sobie do gustu i pragnienie jednej z nich powoduje, że zaprzyjaźniają się i podporządkowują swoje życie, aby odnaleźć ludzi, których obie kochają. Jednak ja nie potrafię dokładnie określić o czym dokładnie jest tak książka, sami musicie się o tym przekonać.
Bałam się trochę "Intruza", ponieważ po wybrykach mojego umysłu po ostatniej serii autorstwa Stephenie Meyer, nie za bardzo wiedziałam czego się spodziewać i na co się przygotować. Jednak autorka właśnie tym wydaniem pokazała, że potrafi pisać nie tylko dla szalejących nastolatek, ale również dla szerszej publiczności i dojrzalszych czytelników. Udowodniła, że jej kariera pisarki nie zakończy się na "Zmierzchu".
Na samym początku nie mogłam się przyzwyczaić do imienia Wagabunda oraz Jeb, bo wywoływały one u mnie uśmiech na twarzy; później przestało mi to już tak przeszkadzać i szokować zarazem. Pani Meyer ma bardzo charakterystyczny styl pisania, po którym niemalże od razu jesteśmy w stanie stwierdzić, że to właśnie ona. Tutaj odrobinę go zmieniła, dodając trochę ciężkości i smaku, na jakiś czas oddzielając się od świata wampirów.
Strasznie spodobały mi się postacie w "Intruzie". Przyzwyczaiłam się do nich i polubiłam. Są oni doskonale zarysowani, a sama autorka nie ujawnia o nich za wiele, pozostawiając cząstkę tajemnicy, tak jakby nie chciała nas do tego dopuścić. Jesteśmy wplątani jedynie w niektóre uczucia bohaterów, ale nie wpuszczeni do środka.
W książce nie brakuje również ciekawych wątków, brutalnych sytuacji, kłótni oraz ostrych wymian zdań. Ale mamy tutaj również czułość, poprzez prosty przekaz i pokazanie tych kilku rodzajów miłości: do ukochanego, do małego braciszka, czy do przyjaciółki. Wyobraźcie sobie, jak trudno było zaakceptować fakt Ianowi i Jaredowi, że dziewczyny, które obaj kochają, są zamknięte w jednym ciele. Dość ciekawa, ujmująca i zachwycająca sytuacja, stawiająca przed trudnymi wyborami niektóre postacie.
Stephenie Meyer wybrała idealne miejsce na kryjówkę pozostałych ludzi, a dzięki dokładnemu opisowi moja wyobraźnia wytworzyła jedyny w swoim rodzaju obraz tego miejsca i charyzmatycznych ludzi, którzy aby przetrwać gotowi są wiele poświęcić.
"Intruz" jest pierwszą częścią trylogii, która zaczęła pani Meyer. Chociaż następne części - The Soul oraz The Seeker - są na razie jedynie projektami, ja mam nadzieję, że autorka dokończy tą serię, w końcu zakończenie dało pewne przypuszczenie, że na tej książce na pewno się nie zakończy.