"To trzeba przeżyć, żeby to zrozumieć, żeby w to uwierzyć". Takie hasło zaprezentowała na transparencie, uzupełniającym główną część oprawy, czyli sektorówkę, grupa kibiców Legii Warszawa, podczas spotkania derbowego z Polonią w 2005. roku. Proste, niewyszukane, a jednak każdy fanatyk, jak sami siebie nazywają najzagorzalsi kibice polskich klubów, widzi w tym krótkim zdaniu coś więcej. Motto, myśl przewodnią, wreszcie argument przeciwko ciągle słyszanym zarzutom, które podważają sens jechania kilkuset kilometrów, często w spartańskich warunkach, tylko na 90 minut meczu.
Specyfika piłkarskich stadionów jest mi bardzo bliska, więc z dużą chęcia sięgnąłem po powieść. Czytałem już książki o tematyce kibicowskiej, zarówno polskich, jak i zagranicznych autorów, ale były to albo wspomnienia, albo rozprawy o charakterze naukowym. Jestem Kibolem" to jednak pierwsza wydana w Polsce lektura na temat chuliganów identyfikujących się z klubem sportowym, która jest czystą fikcją literacką. Jej treść przed przeczytaniem była wielką niewiadomą, dlatego właśnie tak chętnie zabrałem się za czytanie. Efekt? Dwuznaczna ocena. Ciężko bowiem stwierdzić do jakiego typu odbiorców kierowana jest książka. Wśród licznej rzeszy patronów medialnych znajdują się same kibicowskie czasopisma i strony internetowe, więc reklama trafiała siłą rzeczy w większości do osób zainteresowanych wydarzeniami z trybun. Ci, jak mi się wydaje, po przeczytaniu powieści mogą czuć się zawiedzeni. Owszem, znajdą tam wiele historii, zbliżonych do tych, które sami przeżyli, lub o których słyszeli. Pośmieją się w momentach, w których opisywane są poszczególne grupy stadionowych bywalców, czy też kiedy autor na czynniki pierwsze rozkłada użytkowników najbardziej popularnego forum kibicowskiego. Jednak opisane jest tutaj wszystko, co już wiedzą, a niektóre opisy mogą te właśnie osoby nudzić. Sama historia nie porywa, pomysł pojawiający się w zakończeniu jest abstrakcyjny, więc mocy książki upatrywałem właśnie w nieszablonowych opisach, ciekawostkach, czy historiach, w których osoby zorientowane w temacie znalazłyby ziarnko wydarzeń, jakie miały miejsce naprawdę. To wszystko było. Szkoda tylko, że nie w takich ilościach, jakie nadałyby książce treść, którą zachwyciłby się fanatyk.
Może to więc książka, która miała trafić do laików, przybliżyć im świat wyjazdów, przygód, nauczyć trochę historii ruchu kibicowskiego? Tutaj jest podobnie jak w wyżej opisanym przypadku. Niezorientowana osoba co prawda sporo się dowie, pozna podstawy tematu, zagłębi się w psychikę stadionowego chuligana, może nawet przekona się, że na stadionie nie dzieje się nic groźnego i zapragnie udać się na mecz, jednak również może poczuć niedosyt. Są bowiem fragmenty, których zwyczajnie nie zrozumie, bo kto nieinteresujący się tematyką będzie wiedział, dlaczego to kibole z Poznania jedzą tatara przed ustawkami? Obraz fanatyka po lekturze może być też zakrzywiony, bowiem powieść przedstawia punkt widzenia tylko chuligana, a ta grupa to tylko bardzo mała część kibiców.
Pisanie książki dla wszystkich, a nie pod określony target, można było zamienić w bardzo duży plus powieści. Można było, bo niestety autorowi nie do końca się to udało. Byłoby jednak sporym przekłamaniem z mojej strony, gdybym zakończył recenzję w tym momencie. Z powyższego opisu maluje się bowiem dość negatywny obraz treści. Pozytywów jest jednak jeszcze więcej. Temat, którego nikt jeszcze w Polsce nie podjął, humorystyczne opisy, ciekawe fragmenty, luźny język, emocje przekazane odbiorcom przez Korsaka, który sam jest kibicem, więc wie, jak uderzyć w tony, które nie pozostaną obojętne dla żadnego fanatyka. Wszystko to sprawia, że wertując kolejne kartki nie da się nudzić, a powieść czyta się bardzo lekko. Dodatkowo autor wykreował bardzo ciekawy portret psychologiczny chuligana, opisał jego uczucia, emocje, wewnętrzną walkę między pasją, a zdrowym rozsądkiem. Naprawdę szkoda, że nie udało się wyeliminować opisanych przeze mnie wyżej błędów, które nie są tak znaczące, że nie dałoby się ich pozbyć. Gdyby nie one, prawdopodobnie słowo "niedosyt" zastąpiłbym w recenzji hasłem "zachwyt", odmienianym przez różne przypadki.
Moja ocena: 3+/5