„Dziewczyny, które zaginęły” autorstwa Claire Douglas to jeden z tych thrillerów psychologicznych, którego fabuła nie pozwoliła mi się od siebie oderwać. Kiedy już zaczęłam czytać, nie potrafiłam przestać. Autorka przygotowała dla swojego czytelnika historię pełną kłamstw oraz zawiłych zwrotów akcji, której zakończenie wbije w fotel!
”W sielankowym zakątku południowozachodniej Anglii, nie ma nic bardziej intrygującego niż przypadek Olivii Rutherford. Cztery dziewczyny jechały do domu, a po tym, jak ich samochód uległ wypadkowi, znaleziono tylko jedną z nich – Olivię.
Co się stało z dziewczynami, które zniknęły? Dziennikarka Jenna Halliday pojawia się w Wiltshire w związku ze zbliżającą się dwudziestą rocznicą tej tragedii, aby opisać sprawę. Miejscowi nie są zadowoleni z obecności tej outsiderki, zdeterminowanej, aby grzebiąc w przeszłości, dokopać się prawdy.
Wkrótce Jenna zaczyna dostawać pisemne pogróżki. Mieszkańcy miasteczka dają jej wyraźnie do zrozumienia, że nie jest tu mile widziana: musi wyjechać, zanim spotka ją coś złego… i zanim stanie się kolejną zagadką związaną z tym miejscem.”
„Dziewczyny, które zaginęły” to kolejna powieść, którą poznajemy z perspektywy dwóch kobiet (tak pomiędzy nami - historię poznajemy z trzech narracji, jednak nie zdarzę Wam, o co chodzi z tą ostatnią): sprytnej reporterki Jenny Halliday, która zajmuje się nagraniem podcastu na temat tajemniczego zaginięcia sprzed lat oraz jedynej ocalonej - Olivii. Czy było to dobrym posunięciem? Zdecydowanie! Ten element nadaje historii pewnego dramatyzmu oraz zdecydowanie pobudza nasz apetyt na więcej.
Najnowsza książka Douglas to również historia z małomiasteczkowym klimatem, co zwęża nasz krąg podejrzanych. Jednak spokojnie, nie każdy z mieszkańców tego miasteczka będzie chętny na rozmowę z naszą dziennikarką. Owszem, znajdziecie tutaj osoby, którym aż za bardzo rozwiąże się język, jednak nie zabraknie postaci, których odpowiedzi były bardzo dwuznaczne, co tylko spowodowało we mnie ciarki oraz spowodowało w mojej głowie wiele pytań, na które oczywiście odpowiedzi zbyt szybko nie dostałam.
Jak już wspomniałam we wstępie, „Dziewczyny, które zaginęły” to ten tytuł, który jak zaczniesz czytać, brniesz dalej - wręcz po kilku pierwszych rozdziałach zaczynasz czuć pewne przyciąganie, które pojawia się między Tobą a tą lekturą. Co tu dużo mówić, Claire Douglas doskonale wie, jak tworzyć historie, które biorą nas w swoje szpony, a na końcu brutalnie nas puszczają, że nie jesteśmy w stanie pojąć, co takiego się właśnie wydarzyło.
Na koniec kilka słów o zakończeniu, które zdecydowanie zalicza się do tych mocniejszych. Od samego początku autorka nakierowuje nas na zupełnie inny finał, który na samym końcu okazuje się być jedynie ślepym zaułkiem. Jej nieprawdopodobna wersja zdarzeń była bardzo dobrze przemyślana - wszystkie elementy łączyły się w jedną spójną całość. Słowo, kiedy przeczytałam ostatni rozdział tej książki, w mojej głowie pojawiała się tylko jedna myśl: „ale jak? Przecież tamta wersja od początku mi pasowała!”.
Czy książkę polecam? „Dziewczyny, które zaginęły” to historia obowiązkowa dla fanów thrillerów psychologicznych, w których napięcie rośnie wraz z kolejnym, przeczytanym rozdziałem. Ja sama świetnie się w czasie tej lektury bawiłam, więc jestem pewna, że u Ciebie będzie podobnie!