Ostatnio sprzyja mi szczęście do liczebników, więc nie dziwcie się, że zafunduję Wam teraz krótkie przemyślenia na temat „Czwartego pokoju” Moniki B. Janowskiej. Z autorką nie miałam dotychczas okazji wejść w literacką komitywę, dlatego próg „Czwartego pokoju” przekraczałam bez jakichkolwiek oczekiwań. Oto co mnie tam spotkało…
Zgodnie z opisem Wydawnictwa Psychoskok bohaterką jest mężatka, w tzw. „zaawansowanej trzydziestce”, z trójką dzieci. Jest też mąż i ojciec, a jakże. Jej życie, po przeprowadzce z zapomnianej przez cywilizację wioszczyny do odziedziczonego po ciotce mieszkania w jednej z legnickich kamienic, ma być piękniejsze, lepsze i wygodniejsze. Niewątpliwie marzenia godne pochwały. Jednakowoż w czwartym pokoju rozgościł się duch – duch tragicznie przed laty zmarłego Antoniego, który… Nie, nie… Nie domaga się krwawej zemsty, skąd zaraz te mordercze pomysły? To nie jest tani horror klasy B ziejący grozą, a przesympatycznie napisana historia. Dusza Antoniego łaknie jedynie odnaleźć swą ukochaną, natomiast na wykonawcę swoich pozaziemskich pragnień obrała sobie właśnie główną bohaterkę – Dobrawę Tulewicz.
Monika B. Janowska zastosowała pomysłowy sposób na zaprezentowanie przebiegu wydarzeń. W pozornie oklepany wątek kryminalno-romansowy wplotła istotę nie z tego świata, która nadaje smaczku opowieści i która staje się przyczyną mniej lub bardziej fortunnych perypetii Dobrawy (na dodatek w większości zabawnych). Autorka mając naturalnie plastyczny sposób narracji, ubarwia styl uszczypliwą krytyką czynioną przez główną bohaterkę pod własnym adresem, co w efekcie wywołuje częsty uśmiech na twarzy czytelnika. Do wartkich dialogów dosypuje porcję lub dwie bystrych replik, a od czasu do czasu nie poskąpi też muzycznej klasyki. Znajdziemy tu również żartobliwe odniesienia do Rambo w wersji pielęgniarskiej czy Terminatora w spódnicy mknącego na rozmowę w sprawie pracy. Monika B. Janowska piecze wielokrotny przekładaniec z życia ducha i losów Dobrawy na małym ogniu, wprawnie podsycając naszą ciekawość, a to kolejną niewyjaśnioną kwestią, a to chwilową zmianą kierunku opowieści. Po pewnym czasie odkryjemy, że każdemu szczęśliwemu zbiegowi okoliczności będzie w fabule przeciwstawiona przeszkoda, która bądź to urokiem osobistym bohaterki, bądź też innym sposobem zostanie wyeliminowana (tudzież wykopana😊). Przypadkowych przeciwności losu i domowego ambarasu nie brakuje, więc przy wyrabianiu tego babskiego placka mamy wspólnie z bohaterką pełne ręce roboty. Tym bardziej że po niektóre ingrediencje należy sięgnąć głębiej w historycznie mroczną przeszłość Legnicy z jej ubecką twarzą wykrzywioną strachem przed komunistycznym donosem.
Idealnie nieidealna bohaterka, poddawana permanentnej psychologicznej obróbce przez strofującego ją męża i doprawiana na ruszcie niemal tradycyjnym poczuciem winy, właśnie ta niedoceniana blondynka mimo stałego deprecjonowania jej poczucia własnej wartości nadal zachowuje optymizm i dystans do siebie samej. Z poczuciem humoru jej do twarzy, choć nie oznacza to, że zawsze jest jej do śmiechu. Monika B. Janowska stworzyła bohaterkę zupełnie nie na miarę naszych czasów. Cóż to oznacza? To znaczy, że Dobrawa wbrew obecnie panującym trendom ma i niemodne imię, i nie jest znawczynią technologicznych nowinek, i nie jest głodna zawodowych sukcesów, i – czego już absolutnie nie da się niczym usprawiedliwić – nie podejmuje żadnego życiowego challenge’u!!! Jak więc – pytam się – taka osoba może wzbudzać w czytelniku zainteresowanie??? Otóż, Dobrawa (oprócz tego, że jest – jak już wcześniej wspomniałam – kobietą idealnie nieidealną) jest także kobietą niezwyczajnie zwyczajną, która doskonale czuje się w roli partnerki, matki, osoby dbającej o rodzinę i ciepło domowego ogniska. Bo czyż każdy musi od razu iść z duchem czasu? Niektórym wystarczy duch w czwartym pokoju…
Podsumowując, wielkimi literami polecam Wam „Czwarty pokój”. Ta książka bawi, umila czas, zaciekawia inteligentnie wyprowadzonymi wątkami fabuły i – co chyba najistotniejsze – wytwarza wokół siebie przyjemną aurę. Mówią, że warto otaczać się mądrymi ludźmi. Ja bym tym powiedzeniem objęła jeszcze pozytywne książki i nietuzinkowych bohaterów.