O tej książce czytałam wiele bardzo różnych opinii. Dla jednych treść była mierna, kiepska lub nie wymagająca nic od czytelnika. Według innych to idealna lektura na leniwe popołudnie. Byli tacy, którzy krytykowali styl pisania autorki. Inni czytelnicy natomiast byli nim zachwyceni. Cóż więc było robić? Koniecznie musiałam się przekonać na własnej skórze, kto ma rację. I tak oto ta powieść o bardzo ciekawym tytule trafiła na moją półkę.
"I po cholerę mi to było!" to historia nauczycielki sztuki, która słynie z tego, że zazwyczaj robi lub mówi wiele rzeczy bez zastanowienia. Jej temperament i szczerość wobec innych często pakują ją w nie złe tarapaty. Najlepszym tego przykładem jest sam początek książki, gdy nasza bohaterka stając w obronie koleżanki z pracy policzkuje księdza! Skutek tego jest taki, że Olka ląduje na rocznym urlopie zdrowotnym. Brak obowiązków i sposobu na spożytkowanie nadmiaru energii skłania ją by wreszcie uporać się ze swoim przydomowym ogrodem. Nie jest on może zbyt duży. Olka powiedziałaby wręcz: "Trochę większa doniczka i tyle." - jednak nie ma co ukrywać, że praca przy jego udoskonalaniu to nie lada wyczyn wymagający sporego doświadczenia i funduszy. Na szczęście nasza bohaterka nie jest sama. W pracy pomaga jej były uczeń. Po pewnym czasie trafiają się jej także inne zajęcia i sposoby na spędzanie wolnego czasu. Hm... tylko problem w tym, że żadne z tych czynności nie pomaga jej, by zapomnieć o złamanym sercu...
Zdecydowanie zgodzę się z opinią, że książka ta nie jest jakoś specjalnie ambitna. Nie wymaga od czytelnika skupienia, analizowania poczynań głównych bohaterów ani nic z tych rzeczy. Jednak czy to wada? Dla mnie absolutnie nie. Uwielbiam lektury lekkie, łatwe i przyjemne. Lubię takie babskie czytadła, przy których mogę się po prostu odprężyć i zapomnieć o wszystkim dookoła. Co więcej, uwielbiam także zwariowanych bohaterów i różne komiczne sytuacje. Z natury jestem niepoprawną optymistką zatem śmiech jest w moim przypadku czymś wręcz pożądanym. A w tym przypadku z całą pewnością nie mogę narzekać na jego brak.
Autorka ukazuje świat Olki w bardzo zabawny i ciekawy sposób. Jej styl pisania oraz spostrzeżenia bardzo przypadły mi do gustu. W zasadzie podczas czytania uśmiech rzadko schodził mi z twarzy, a czasem nawet nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchałam gromkim śmiechem. Olka jak to się mówi ma "niewyparzony język" i często coś "chlapnie" bez zastanowienia. Zresztą tak się akurat składa, że życie także lubi płatać jej różne figle. Zatem jej przygody są równie ciekawe co sama bohaterka, a wszystko to sprawia, że tę lekturę czyta się naprawdę z wielką przyjemnością. Nie ukrywam, że ja świetnie się bawiłam podczas czytania i byłam nie pocieszona, że książka skończyła się tak szybko. Jak dla mnie zdecydowanie za szybko!
Tę lekturę pochłonęłam w mgnieniu oka. A bawiłam się przy niej wyśmienicie! Główną bohaterkę tej powieści polubiłam od pierwszej strony i z przyjemnością poznam jej kolejne przygody. Zaraz zabieram się więc za kolejną powieść tej autorki i mam cichą nadzieję, że tym razem także się nie zawiodę. Jeśli będzie choć w połowie tak zabawna jak ta, to z pewnością również trafi na półkę z moimi ulubionymi książkami. Już nie mogę się doczekać! A Was zostawiam z Olką i jej wesołym usposobieniem. Naprawdę gorąco polecam!