Dziesięć osób, każda podejrzana o morderstwo, zostaje zaproszonych przez tajemniczego gospodarza do domu, na wyspę zwaną "Wyspą Żołnierzyków". Pierwsza osoba umiera dławiąc się. Gdy ginie druga osoba, goście szybko zdają sobie sprawę, że to, co początkowo uważali za nieszczęśliwy wypadek, jest robotą zabójcy. Postanawiają odkryć jego tożsamość, ale okazuje się, że nikt nie ma alibi. Odizolowani od społeczeństwa, niezdolni do opuszczenia miejsca pobytu, umierają jeden po drugim w sposób opisany w dziecięcej rymowance, która wywieszona jest w ich pokojach.
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to literówka na okładce, ale może to było tylko spolszczenie? Początkowo właściwie szukałam oryginału, czyli "Dziesięciu Małych Murzynków", bo po prostu chciałam czytać pierwowzór (mimo że właściwie niczym się nie różni od obecnie wydawanej - zamiast murzynków są żołnierzyki), ale potem zrezygnowana wzięłam tą. W sumie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem znalezienie tej pozycji w jakże ubogiej bibliotece szkolnej. No ale jak widać, cuda się zdarzają ;) Jednak zasmuciła mnie też niewielka ilość stron. Początkowo myślałam, że nic ciekawego nie może się rozwinąć na tak ubogiej powierzchni. Jednak jak zwykle się myliłam ;)
Poza tym nasłuchałam się już tyle tych opinii jaka to pani Christie jest genialna i ogólnie WoW, że sięgnięcie przez mnie po jeden z jej utworów było tylko kwestią czasu. Od początku miałam bardzo wysokie wymagania w stosunku do tej lektury. I muszę przyznać że ani trochę się nie zawiodłam. Po pierwszych stronach autorka zaintrygowała mnie, a po pierwszym morderstwie wciągnęłam się już bez reszty. Do teraz nie mogę wyjść z podziwu dla jej geniuszu. Nie sądziłam, że można tak dokładnie i szczegółowo usnuć tak wielką intrygę.
Oczywiście wszystkie morderstwa odbywały się dokładnie w taki samy sposób (lub nawiązywały symbolizmem) do treści wierszyka powieszonego przez tajemniczego gospodarza w pokojach gości. Jednak każde z nich było tak oryginalne, wyrafinowane i niespodziewane, że mimo tej wskazówki wciąż nie wiedziałam co, gdzie, kiedy i komu się wydarzy. Podejrzanych była masa, jednak każdy z nich po kolei odpadał z mojej osobistej listy, i nie było już nikogo ;) Czasem uderzała mnie bezsensowność śmierci kolejnych ofiar, a nawet ich winy. Każdy popełnił w jakiś sposób morderstwo (czasem nawet nieumyślnie i niebezpośrednio) a jednak dla nikogo nie było wyjątku, każdy miał takie same szanse. To tylko sprawiło że nie mogłam odejść od tej pozycji.
Do tego każdy bohater był inny na swój sposób. Od nikogo nie biło sztucznością. Szeroka gamma charakterów przedstawionych przez panią Christie sprawiała że książka była jeszcze bardziej zaskakująca i nieprzewidywalna. Prawdę mówiąc, nigdy bym się nie domyśliła kto był mordercą. Od ciągłych zastanowień w poszukiwaniu rozwiązania zagadki uratował mnie list. Jaki? Na samym końcu okazuje się, że podczas połowów jakiś rybak wyciągnął z wody list w butelce (;)), w którym morderca wyjaśnia kim jest i co jakie motywy nim kierowały.
Prawdę mówiąc to jedna z najlepszych książek z jaką od dawna miałam styczność. Miło było chwycić za coś oryginalnego, nieschematycznego, mimo że przygoda z Wyspą Żołnierzyków nie była zbyt długa. Ale jeśli chcecie wiedzieć czy ktoś przeżył - koniecznie musicie sięgnąć po tę książkę!
Ja z pewnością przeczytam jeszcze nie jedną pozycję Agathy Christie ;)