Zrobię coś dla siebie nietypowego – wypowiem się o zjawisku telewizyjnym na portalu książkowym. Ostatnie seriale, jakie oglądałem, to „Alternatywy 4”, „Zmiennicy” i „Kariera Nikodema Dyzmy”, chyba z faktu, że lubię Bareję i Wilhelmiego. Widać stąd, że fale seriali omijają mnie szczęśliwie od dekad (od tasiemców brazylijskich, polskich produkcji, po pseudo-dokumenty popołudniowe i netfixy). Ten serial („Big Bang theory” - gdzie tu jest ‘podryw’?! – uważam tłumaczenie polskie za błąd) jest inny. Czemu?
‘Siedzę’ (merytorycznie, mentalnie,…) w naukach ścisłych. Uważam, że wykreowane w nim postaci, choć jaskrawe, to w punkt opisują to środowisko. Środowisko ludzi skupionych na tym co mówią, jak mówią, gdzie mówią i do kogo. Bohaterowie serialu są infantylni w wielu życiowych sytuacjach, ale w nauce są ideowymi fanami imperatywu: ‘chcemy wiedzieć i rozumieć świat’. Przykładów jest mnóstwo – szkoda pisać i odbierać innym frajdę.
Serial jest nieinwazyjny (oglądam z doskoku na kanale komediowym). To, co mnie do niego przyciąga, to pojawiające się tam tablice zapisane wzorami, niuanse wielu rozmów i nobliści przemykający jako statyści. Na pewno duże zaplecze fizyków pracuje nad merytoryczną zawartością tych tablic. Tam się pojawiają bardzo nietrywialne treści – równania kul politropowych opisujące budowę wnętrza gwiazd, równania na potencjały atomowe równań Schrödingera, a nawet raz była całka na Feynmanowskie propagatory elektrodynamiki kwantowej (podaję przypadkowe przykłady z setek). Same rozmowy (szczególnie z udziałem jednego bohatera - Sheldona), to często wprost kalka autentycznych dywagacji naukowców (śmieją się z tego znani mi doktorzy z habilitacją z fizyki – bo jakby patrzyli w lustro). Dodatkowo warto śledzić niuanse ścisłości wypowiedzi (tu ponownie widać pracę scenarzystów z naukowcami) – np. pojawia się różnica między ‘lub’ i ‘albo’, która w normalnych rozmowach umyka często ‘humanistom’, bo wydaje się być parą synonimów. No i naukowcy – wszyscy bardzo chętnie pojawiali się w programie (Hawking nagminnie, jest Kip Thorne, de Grasse, Smoot).
Bardzo często prywatnie mam rozmowy z ludźmi zajmującymi się zawodowo pracą fizyka, i są raczej zgodni – serial opisuje dobrze ‘duszę prawdziwego, bezkompromisowego z dziecięcą ciekawością świata’ badacza. Przy czym trzeba pamiętać o konwencji, o pewnej dosadności, przerysowaniach, itd. Tych uproszczeń, karykatur, kompresji wielu typowych postaw w jednej osobie,… jest sporo, ale to normalne w formacie telewizyjnym. Są i wpadki merytoryczne (które z lubością wyłapuję, co akurat bohaterowie filmu zrozumieliby, jako wyznawcy idei: ‘drogi mi jest Platon, ale prawda droższa’), ale nie jest ich dużo.
„Big Bang theory” polecam głównie ‘humanistom’, którzy mają chyba inną duszę. Myślę, że ten film pomaga budować mosty między nimi a ‘ścisłowcami’ (ci ostatni mają zdecydowanie więcej możliwości poznawania w mediach duszy zwolenników strony przeciwnej, bo w społeczeństwie, a przez to w branży filmowej, dominują ‘humaniści’ i ich przekaz mentalny). To potrzebny społecznie serial, w którym od prężenia się we własnym uwielbieniu bohatera/aktora ważniejsze jest opisanie zjawiska Meissnera, efektu Dopplera czy paradoksów podróży w czasie.
Pojawia się też mnóstwo społecznie potrzebnych przykładów piętnowania, czasem obecnej i wśród naukowców, buty z posiadania wiedzy niedostępnej innym (mam kilka przykładów jaskrawych, jednoznacznych, którymi wolałbym nie spoilerować). Przez to serial bierze udział w ważnej społecznie dyskusji na poziomie etyki, oczywiście nie w reżimie debaty aksjologicznej, ale przynajmniej bez trywializowania (choć wciąż z humorem).
Do książki się nie odnoszę – bo nie czytałem.
PS
@ MAD_ABOUT_YOU – czy mogę prosić o jakieś przykłady ‘głupkowatości’?
Jaki ma być serial ‘nie głupkowaty’? Z definicji filmy (fabularne/sitcom,…) nie są traktatami o faktach, bo są one są elementami wykładów na uczelniach. „Big Bang theory” to serial oparty na komizmie sytuacyjnym, takich jest wiele Tu jednak (jak starałem się pokazać) jest całe bogactwo formy i treści obcej przytłaczającej większości produkcji telewizyjnych.
Ostatecznie ‘głupkowatym’ można określić wszystko i cokolwiek (to zależy co z czym porównujemy, a nawet i bez tego można za marność uznać wszystko – tak z zasady, tylko wtedy taka postawa jest niepłodna w myśli). Oczywiście wciąż możesz uznać serial za ‘głupkowaty’, ale czy moje przydługie ględzenie nie pokazuje szerszego kontekstu?