Pana Jerzego Gruzę kojarzę, więc gdy zobaczyłam, że jest autorem książki o fascynującym tytule 'Rok osła' to postanowiłam ją przeczytać!
Wyjaśnię może tytuł. Pierwszy człon dotyczy czasu akcji, czyli opisywanego przez Gruzę pamiętnego roku 2010. A działo się wtedy dużo, choć zapomnieliśmy już. M.in. była powódź.
Teraz drugi człon: osioł to osioł z wierszyka, któremu w żłoby dano w jeden obrok, w drugi siano. Jak wiemy, osiołek z tego nadmiaru z głodu zdechł, bo jego pan kazał mu wybierać samemu....
Z całej tej opowieści można wysnuć wniosek, że osiołkami jesteśmy my, odbiorcy papki medialnej. Łykamy co leci.
Ale książka w żadnej mierze nie jest nudnym elaboratem. Takiej dawki autoironii i humoru już dawno nie czytałam.
Technika pisania to coś w rodzaju strumienia świadomości, ale przedzielanego motywem zegara z XIX wieku, który autor sobie kupił. Zegar a to bije, a to się spóźnia. Mamy znaki przestankowe i duże litery. Ale opis przechodzi płynnie od zdarzenia do zdarzenia. Ma się wrażenie, że śledzimy wraz z Gruzą miejsca, obrazy. Na przykład opis tego co autor widzi w telewizji. Świetny. Mam wątpliwości, czy wulgaryzmy były tu konieczne, ale zdaję sobie sprawę, że ich użycie było po coś, ma wyrażać złość na otaczający świat. W moim odbiorze czytelniczym ta złość wyraża się wystarczająco jasno w treści, bez tych ekspresjonizmów. Ale niech już zostaną.
Tak więc pan Gruza napisał książkę o tym jak postrzega to co się działo wokół niego w tym pamiętnym roku, pisze o spotkaniach w kręgach aktorów i biznesmenów, o urlopie, o ludziach, których widywał, a nawet o paniach lekkiego prowadzenia się. O kampaniach wyborczych i o telewizji, w której ciągle widzimy te same twarze. Prawdę mówiąc, to zdałam sobie sprawę, że człowiek zapomina co się działo 5 lat temu! I diagnoza Gruzy: a jak ma być inaczej, gdy widowi się serwuje gotowe obrazki bez znaczenia. Tak odbieram tę książkę.
Piszą czytelnicy, że jest o Smoleńsku. Jest, owszem, bo autor opisuje to co słyszy i widzi wokół siebie, ale nadinterpretacją byłoby czynić z tego naczelny wątek książki. Jest też i o Komorowskim, o balu biznesmena w Paryżu i o małżeństwie osiłków, zabraniających synkowi na Krecie kupna książki o mitologii, 'bo lepiej kupić żółwia, gdyż pokaże się go znajomym. A książka co?'.
Podsumowując, już dawno żadna książka mnie tak nie ubawiła. Te 415 stron przeczytałam jednym tchem.