„Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.”
Wielu twórców często nawiązuje w swoich książkach do religii chrześcijańskiej. Jednocześnie jest to nowe wyzwanie literackie. Wyjście poza ramy własnego komfortu. Okazuje się zatem, że popularny polski pisarz, wychodząc z tego założenia, postanowił spróbować swoich sił w nowym gatunku. Według wydawcy to „polski Stephen King”. Zdaniem samego autora - horror religijny. Książka od momentu samej zapowiedzi wzbudza niemałe zainteresowanie wśród czytelników. Kto w tym sporze ma rację?
Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Avivie, ale nie dotarł do celu. Kontakt z maszyną urwał się. Wiadomo, że samolot utknął gdzieś w okolicach Morza Śródziemnego. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona głównego bohatera, Filipa Szumskiego-byłego księdza, który skończył studia, ale wkrótce wystąpił z seminarium, zdjął koloratkę, aby ożenić się z Anetą. Nieco wcześniej jednak udzielił ślubu jej siostrze, Kindze. Poszukiwania prowadzą do podobnych wypadków w historii lotnictwa (między innymi z Wikipedii) i demonicznych powiązań między wszystkimi wydarzeniami. Kolejny trop, podsunięty Filipowi przez ojca prowadził do Japonii, a jest to jedno z tych państw, gdzie bardzo dba się o bezpieczeństwo. Niedługo potem z Filipem zaczynają dziać się dziwne rzeczy: odczuwa mrowienie, prądy, targają nim nudności i wymioty czarną, kleistą mazią, po czym traci przytomność. Co stoi za przypadłościami? Gdzie jest Aneta? Czy to na pewno Filip nosi w sobie całe zło, które może zmienić oblicze świata I co wspólnego z tym wszystkim ma obraz Czarnej Madonny?
Jednym z wyraźnych atutów twórczości Remigiusza Mroza są postaci. Silne i wyraziste. Nie inaczej ma się sprawa z Filipem. Pozostał duchownym (nie można zrzec się sakramentów). Na uwagę zasługuje godna podziwu determinacja i siła. W rezultacie jest to bohater tragiczny, którego można polubić.
W książce pojawiają się również takie postaci, do których można żywić ambiwalentne uczucia. Idealnym przykładem jest Kinga. To kobieta na pierwszy rzut oka wrażliwa, serdeczna względem Filipa. Niektórzy mogą jednak dopatrywać się romansu w relacji tych dwojga. Niektóre wątki mogłyby zostać usunięte. Ta bohaterka to również żywy dowód na to, że pozory potrafią mylić.
Wielu z Was zapewne zastanawia się, gdzie zaszufladkować tę powieść. To debiut autora w nowym gatunku. Czytelnicy, którzy oczekują, że będzie to pełnokrwisty horror religijny, po lekturze którego pojawią się koszmary, będą zawiedzeni. jeśli ktoś uwierzy, że ta powieść jest polskim odpowiednikiem prozy Stephena Kinga, także czeka go niemałe rozczarowanie. Fabuła składa się z elementów, o których nieprzyjemnie jest czytać. W żadnym wypadku jednak nie strasy. Istotą horroru religijnego jest stopniowo podsycany strach przez to, co niewidzialne, niewytłumaczone. Przeraża w nim świadomość niewiedzy. Czytelnik nie wie, ile z tych rzeczy, o których czyta, wydarzyło się naprawdę. Ta powieść nie wnosi niczego do gatunku. Jest chwilowy dreszczyk niepokoju. Nie ma napięcia i niedopowiedzenia. Strachy wychodzą z cienia. Atmosfera grozy gdzieś po drodze rozmyła się. Umarła śmiercią naturalną. Bardziej trafnym określeniem przynależności gatunkowej tej książki jest thriller z elementami technologii, religii i mistycyzmu.
Ostatnim punktem „na plus” jest szacunek dla religii. Powieść napisana rzetelnie. Jej odbiór nikogo nie obraża. Niektórzy mogą mieć wątpliwości, skoro bohaterem jest były ksiądz. Ten wątek niewątpliwie wzbudza kontrowersje. Wizja końca świata również nie stanowi spektakularnego odkrycia. Osobom wierzącym jest ona znana z Biblii. „Czarna Madonna” przedstawia inny scenariusz wydarzeń. Nie do końca straszny, niepokojący. Daje do myślenia.
Czytając, odbiorca może odnieść wrażenie, że jest to książka zagmatwana. Ja porównałabym ją do spaghetti odnośnie do fabuły. Poplątana do momentu, w którym można się zgubić. Spokój i znowu mętlik. Takie odczucia mogą pojawić się u odbiorcy nieprzygotowanego na zakręty fabularne. Dzieje się dużo. Może nawet za dużo. Taki natłok wydarzeń potrafi przytłoczyć i niewiele wyjaśnia. Nie działa to na korzyść powieści.
Wśród rzeszy Czytelników znajdą się również tacy, którzy będą co najmniej zaskoczeni projektem okładki. Grafiki mają zaciekawić i przyciągać. Zachęcić do lektury. Ta nie jest w żadnym wypadku obrazoburcza. Pierwotnie miał to być horror religijny. Pomysł na projekt okładki zdaje się więc być adekwatny do założenia. Wszelkie formy oburzenia uważam za bezzasadne.
Z niemałym smutkiem stwierdzam, że „Czarna Madonna” może okazać się sporym rozczarowaniem dla osób oczekujący horroru sensu stricte. Nie sądzę również, aby miała ona stać się bestsellerem. Autor nie wniósł tą powieścią niczego nowego do gatunku. To jak wyjście do restauracji i zjedzenie niestrawnego obiadu, który odbiega od kulinarnych gustów. Intrygująca okładka zapowiada coś dobrego. Po otwarciu jednak znajdziecie tam literackie fusy.