Historia o tym jak znowu dałam się nabrać.
Jeśli mieliście okazję czytać moje opinie o przeczytanych książkach pewnie wiecie, że rzadko sięgam po literaturę obyczajową. Dzięki „Oceanowi uczuć” Marioli Sternahl przypomniałam sobie dlaczego. Miało być lekko, ale i intrygująco, nie nudno. Dobra lektura na ten letni czas. Tymczasem okazało się przed wszystkim bez wyrazu.
Główna bohaterka Anna nie ma łatwo. Od dziecka pod opieką dziadków. Z babką trudno znaleźć wspólny język. Dziadek to alkoholik. Śmierć ojca. Matka wyemigrowała za granicę. Szkoła, studia. Kolejne nieudane związki. Ciąża. Sukcesy zawodowe. Dorosła Anna stworzyła szczęśliwą rodzinę, kocha męża, uwielbia swoje dzieci. Trauma dzieciństwa, trudne dojrzewanie, szkolna szara mysz, szalone lata studencie, po problemy ze zdrowiem. Wszystkie życiowe przejścia pozostawiły w kobiecie ślad ciągłego strachu, napady lękowe to codzienność.
„Ocen uczuć” to przede wszystkim bardzo dziwna forma narracyjna. Bo z jednej strony mamy historię Anny. Z drugiej strony jakiś narrator wciąż ocenia jej zachowania, ma się wrażenie że ktoś opowiada historię osoby, którą wspólnie obserwujemy. Im więcej faktów z życia Anny, tym łatwej się pogubić. Dużą część książki stanowią moralizatorskie wizje, ocena służby zdrowia, własne wnioski i przemyślenia na temat wiary i miłości. Wiele wypowiedzi wieńczy kumulacja wykrzykników. Rozumiem, że zamysł był taki żeby podkreślić wypowiedź, stąd trzy znaki wykrzyknika, zamiast jednego. Na jednej stronie naliczyłam aż dziewięć „!!!”, co bardzo razi i przeszkadza w czytaniu. Zabieg celowy? Niedopatrzenie korekty? A jakby tego było mało, Autorka wszystko dobitnie tłumaczy czytelnikowi. Szanowna Autorko, czytelnicy to często rozumne bestie, które potrafią samodzielnie analizować i wyciągać wnioski.
Opis na okładce i rekomendacja Alka Rogozińskiego wprowadza w błąd i nie ma nic wspólnego z treścią, poza osobą Anny (Frapująco? Intrygująco? Wzruszająco?). Recenzentki uwielbiają pana Alka. Niestety czytałam tylko jedną jego powieść i byłą to świetna zabawa – miło, zabawnie i z pomysłem. Tak i tutaj liczyłam na przyjemną historię obyczajową. Tymczasem otrzymujemy bardzo niespójną i chaotyczną opowieść. Chaos pogłębia się z każdą stroną co sprawia, że tracimy zapał do dalszej lektury. Historia Anny Liebher to kalka życia wielu kobiet. Anna nie jest jedyna w swoich przeżyciach i doświadczeniach. Szkoda, że nieumiejętnie ubrano to w słowa. "Ocean uczuć" to pozycja dość trudna – i w czytaniu, i w odbiorze. Sporo wątków, większość nieskończona. Zakończenie powieści – kompletnie niezrozumiałe i nietrafione - zbija z tropu za sprawą szczególnego wątku religijnego. Uważam, że powinno znaleźć się ostrzeżenie na okładce.
Po lekturze trudno określić mi grupę docelową odbiorców. Celowo nie czytałam wcześniej opinii innych czytelników, by nie sugerować się w swojej – gdy piszę te słowa książka na różnych portalach ma się dobrze. Na wielu stronach komentarze pozytywne przeważają. Nie trafiłam na opinię przedstawiciela płci męskiej – wiem, że wielu panów ceni sobie literaturę tzw. kobiecą więc i tutaj chciałabym poznać ich zdanie. Dla kogo więc? Dla kobiet. Dla religijnych kobiet.
Debiuty literackie rządzą się swoimi prawami. Wiele się wybacza. Sporo oczekuje. Napisanie książki to przecież ciężka praca. Pomysł często kiełkuje wiele lat. Trudniej przenieść go na papier. Łatwiej siedzi po drugiej stronie i krytykuje. Z drugiej strony autor pisze, a czytelnik sądzi. W ocenie szkolnej „Ocean uczuć” zasługuje na tróję z minusem. Do poprawy.