Ta książka długo leżała u mnie na półce, jakoś nie mogłam się do niej przekonać. Miałam wrażenie, że będzie strasznie nudna. A kiedy już zaczęłam, specjalnie przedłużałam, aby nie skończyć jej tak szybko. Nie dało się. A co, jako pierwsze, przyciągnęło moją uwagę, gdy patrzyłam na okładkę? Czerwone, podarte rajstopy.
Sophie jest czarownicą od dawna. W większości książek spotykałam się z tym, że główny bohater nagle spotykał się ze swoim nowym obliczem. Ona nabyła magicznych umiejętności kilka lat temu, a my czytamy, tak jakby, ciąg dalszy.
"Bycie czarownicą z całą pewnością nie okazało się ani trochę tak fajne, jak się spodziewałam. Na przykład wcale nie mogę latać na miotle (poprosiłam mamę o to, kiedy tylko ujawnił się mój talent, ale ona odmówiła, więc musiałam jeździć autobusem jak inni). Nie mam ksiąg z zaklęciami ani gadającego kota (alergia), a poza tym i tak nie miałabym nawet pojęcia, skąd brać takie składniki jak na przykład oko traszki."
Co chwila zmieniała szkołę za wybryki z magią, nad którą nie miała jeszcze całkowitej kontroli. W końcu trafia do Hekate na wyspie Graymalkin, szkoły dla czarodziei, elfów i zmiennokształtnych.
Świetne pierwsze wrażenie zrobiła na mnie Jenna, przyjaciółka Sophie. Wampir ukazany w zupełnie inny sposób: jak Barbie, cała w różu. Tego jeszcze nie było :) No, i muszę przyznać, że jeden szczegół z jej życia naprawdę mnie zaskoczył.
Oczywiście musi być i słodki chłopaczek, w którym kochają się wszystkie dziewczyny. W tym wypadku była to Archie. I za nic nie wiem dlaczego, jego imię kojarzy mi się ze szczeniaczkiem xD
Nie ma teraz książki dla młodzieży, gdzie nie będzie romansu. Proszę bardzo: główna bohaterka, chłopak i zazdrosna dziewczyna. Jak miło.
"To znaczy, ja byłam absolutnie przekonana, że kocham się w tym chłopaku, i co więcej podejrzewałam, że może pocałowałby mnie na balu, gdyby nie wtrąciła się Elodie. Jednak do tego, żebyśmy umawiali się na pokątne schadzki w lesie, nie doszło. Nie, żebym miała coś przeciwko"
Jeśli chodzi o treść, to kiedy dowiedziałam się, kto należy do Oka (łowcy demonów), zamurowało mnie. Koniec jest zaskakujący. Niby coś tam można się domyślać, ale dwa ostatnie rozdziały są tak szokujące, że... Że... Szok xD Czytałam wers za wersem z dłonią przyciśniętą do ust.
Oczywiście nie brakowało tu humory. I to nie tego dennego, którego wszędzie pełno, a takiego, że trzeba samemu coś wywnioskować, a młodsze osoby mogą tych kawałów nie zrozumieć, albo nawet ich nie zauważyć.
Główna bohaterka często porównuje sytuację ze swojego życia, np. z Harrym Potterem (co się dziwić?), Gwiezdnymi Wojnami, Królikiem Bugsem czy Słonecznym Patrolem.
Dziewczyny z okładki próbowałam jakoś przypasować do postaci. W pierwszej chwili pomyślałam, że to "Wielka Trójca", czyli Anna, Chaston i Elodie, które, nawiasem mówiąc, strasznie mnie irytowały. No, ale czy na okładce nie powinna znaleźć się główna bohaterka? Więc wymyśliłam, że może pośrodku jest Elodie, blondynka to Jenna, a po lewej - Sophie. Ale sama już nie wiem...
Rozdziały nie są długie, przeważnie mają jakieś 10 stron. I zawsze zaczynają się na stronie nieparzystej xD
Naprawdę podobała mi się akcja i dialogi, a szczególnie te dowcipne. Słyszałam, że planowana jest kolejna część. Sięgnę po nią, jak to mówią, na stówę :)
Dziewczyny z Hex Hall
Rachel Hawkins
Agnieszka Fulińska
Wydawnictwo Otwarte
304 strony
2010
[secret-books.blogspot.com]