Ktoś kiedyś powiedział, że dobrą powieść zabiera wszędzie, nawet do toalety. Mimo, że powieści do toalety nie zabrałam, bo uważam to za niezbyt gustowne, powieść była ze mną wszędzie. W przenośnym i dosłownym znaczeniu tego słowa.
Oceniłam książkę po okładce, po waszych stosach i w końcu, po opisie z tyłu. Bo co może mówić opis z tyłu czy okładka, a no, że wprowadza czytelnika w stan, kiedy nie może oderwać się od powieści, a strony same go hipnotyzują. I tak jest z tą powieścią, wciąga do dna, połyka w całości. Pojawia się jak iluzjonista i zabiera całą publiczność tylko i wyłącznie dla siebie. Taka rola hakawatich. Rzecz o tym już za chwilę.
Hakawati to człowiek, który całe swoje życie opowiada historie, od niego zależy jakie te historie będą. Jednak ludzie są wybredni, nikt nie chce słuchać człowieka, który nie wkłada serca w opowieść. Dużo opowieści jest powtarzanych, ale ustach różnych mistrzów opowieści brzmią różnie. Żadna historia, opowiadana przez dwóch hakawatich nie jest taka sama. Dobry hakawati potrafił “zwołać” tłum na kilka miesięcy i przez te kilka miesięcy snuć jedną opowieść, dzień w dzień, w tej samej kawiarni.
W tej powieści głównymi hakawatimi są Osama, jego dziadek oraz wuj Osamy – Dżihad. Gdy zaczyna się powieść, ojciec Osamy zaczyna umierać. Osama wskrzesza umarłych, dawny Bejrut, Liban, pradziadków i prapradziadków. Wskrzesza demony, Fatimę oraz dżina Ifrit-Dżehanamie, Bajbarasa, Otmana, Harhasza, Lajlę i dużo innych osób. Powieści przeplatają się ze sobą tworząc jeden wspólny cel – skończyć opowieść przed śmiercią ojca.
Czytając czułam się jak zaczarowana, każda kartka hipnotyzowała mnie bez reszty, przemknęłam przez tę powieść szybko, sprawnie i z wielką chęcią. Jest to niebywała gratka dla lubiący podróże, można poznać Liban i Bejrut w XIX wieku, kiedy trwała wojna domowa. Można poznać arabską kulturę od kuchni. Przez całą książkę przewracają się najróżniejsze powieści, mnóstwo króciutkich opowiastek z morałem, za to trzy główne. Opowieść rodziny, sięgająca czasów jeszcze prapradziadków Osamy, opowieść o Fatimie i demonach, o tym jak śmiertelnik został nieśmiertelny. I opowieść o Bajbarasie, młodym wojowniku, który zwyciężył wielkie bitwy i wyzwoił Egipt od cudzoziemców.
Szczerze mówiąc opowieść trzecia najbardziej mnie nudziła. Z początkiem wydawała się naprawdę dobra, ludzie nawracali się i służyli w imię Boga(nie żebym była jakoś specjalnie religijna, ale podziwiałam to) lecz nagle zrobiła się z tego wielowątkowa telenowela, ciągle wojna, ciągłe zwycięstwo i Bajbaras pnie się wzwyż we władzy. Było to monotonne i do przewidzenia, dość nierealne. Nie powiem, baśń o Fatmie jest jeszcze bardziej nierealna, jednak wciągała i to bardzo.
(Niestety nie mam na razie cytatów, otóż, było by ich zbyt dużo. Tego co chciałabym pokazać w tej książce jest od groma i ciut ciut.)