Wyobraźcie sobie świat po epidemii grypy, gdzie większość ludzkości nie przeżyła choroby, a reszta walczy o podział skromnych zasobów jedzenia i przetrwanie z innymi ocalonymi.
Na dawnym lotnisku żyją dwaj mężczyźni Hig i Bangley oraz pies Higa Jasper. Hig codziennie patroluje teren, lecąc nad nim swoim samolotem. Każdy nieproszony gość dostaje natychmiast kulkę w łeb, w myśl zasady Bangleya, że „negocjując, negocjujesz własne życie”. Hig pomaga rodzinom, które cierpią na powikłania po grypie. Bangley zaś to samotnik, który trzyma się Higa i Jaspera, ponieważ są mu potrzebni i wie, że sam nie da rady obronić lotniska przed intruzami. Pewnego dnia Hig i Jasper wyruszają na polowanie w góry. Tam Higa spotyka tragedia, po której nic nie jest już takie samo jak wcześniej. Mężczyzna postanawia opuścić bezpieczne miejsce i polecieć w nieznane w poszukiwaniu innych ludzi oraz lepszego świata... W poszukiwaniu utraconego sensu życia i nadziei...
To interesująca ale też trudna i wymagająca przemyśleń książka. Hig w wyniku epidemii stracił żonę i dziecko, nie ma już nikogo bliskiego oprócz psa, z Bangleyem dzieli ich różnica poglądów.
Nie lubi zabijać, woli najpierw rozmawiać, choć gdy grozi mu niebezpieczeństwo, nie waha się bronić swojego życia wszelkimi możliwymi sposobami. Fajny facet, powiecie. W tym całym chaosie zachował jeszcze jakieś zasady. Ja też tak z początku myślałam i nawet darzyłam go sympatią, lecz w miarę rozwoju akcji nie byłam już wcale tego taka pewna. Bez skrupułów zastrzelił gwałciciela, pomagał chorym rodzinom, nie zważając na to, że sam może się zarazić, ale z drugiej strony patroszył ludzkie zwłoki, by przyrządzić mięso dla swojego psa. Tak jakby ten nie mógł jeść sarniny. Coś mi się tu zaczęło gryźć i w miarę czytania takie dysonanse stały się coraz częstsze. Po skończeniu lektury rodzi się pytanie o to „gdzie leży granica między dobrem a złem?”. Co możemy uznać za zło konieczne, a co już nie uchodzi u mężczyzny, który w tym okrutnym świecie chce pozostać taki jak dawniej?
Powieść wywołała u mnie mnóstwo pytań. Długo nad nią myślałam i usiłowałam dojść do jakichś wniosków. Obecnie uważam, że w świecie po epidemii grypy nie ma już ludzi z zasadami. Moralność jest tylko przeżytkiem, bo każdy stara się przede wszystkim przetrwać kolejny dzień. Sądzę, że autor nie chciał przedstawić Higa, jako kogoś innego, specjalnego wśród ocalałych, ale jak jednego z nich, który, choć może mu się to nie podobać, bez mrugnięcia okiem przystosowuje się do nowych warunków, bo inaczej zginie. Smutna jest wizja świata, gdzie nikt nikomu nie ufa, widzi w nim tylko wroga, albo osobę, którą może wykorzystać do własnych celów.
Szybko czyta się tę powieść, jednakże w miarę przerzucania kolejnych stron ich treść budzi coraz większe zdziwienie. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że mimo wszystko jej zakończenie budzi nadzieję, ale moim zdaniem, choć sytuacja Higa nieco się zmienia, to nie sądzę, by wpłynęło to jakoś szczególnie na jego zachowanie i otwartość wobec innych obcych, które ośmielą się przekroczyć teren lotniska.
Polecam wam tę powieść, a sama nadal pozostaję z mieszanymi uczuciami i pytaniami, na które nie sposób znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi. Jestem bardzo ciekawa opinii innych, którzy ją przeczytali, proszę podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami. Na zakończenie powiem wam tyle – dawno już nie spotkałam powieści, która by mnie tak poruszyła i na tak długo zajęła moje myśli.