Prawdopodobieństwo śmierci podczas szalejącej dookoła burzy jest raczej niewielkie. Pomijając oczywiście sytuacje, gdy w otaczającej nas scenerii rodem z horroru pioruny rozświetlają zwalistą postać biegnącego w naszym kierunku psychopaty z siekierą. Zakładając jednak, że ukryliśmy się bezpiecznie w swoim pokoju, powinniśmy czuć się całkiem pewnie. Oczywiście jeśli nie należymy do 0,00001% ludzi, których nawet tak ukrytych trafi piorun. Pech. Może jednak nasze dzieciństwo było, delikatnie mówiąc, nieudane, stała praca to pojęcie nas nie dotyczące, a upadki z wysokości w naszym przypadku dziwnie przekraczają średnią, bo nasze szczęście czekało na to, by właśnie w tym momencie wpisać nas na listę osób, które taki wysokonapięciowy kontakt z niebiosami przeżyły. Jeśli los okazałby się dla nas wyjątkowo łaskawy, nie tylko nie skończylibyśmy jako śliniący się pomost między florą i fauną, ale już niedługo moglibyśmy zacząć szukać ciekawej pracy.
Nazywam się Harper Connelly i miałam takie dziwne szczęście. Chyba nawet skazańcy na krzesłach elektrycznych nie dostają takiej dawki woltów, jaka przepłynęła przez moje ciało w tamtą noc. Jednak, w przeciwieństwie do nich, ja wciąż żyję. I potrafię coś jeszcze. Nadal umiałabym ich usłyszeć. Ich - umarłych. Nie, umarli nie mówią, nie szepczą, nie snują opowieści. Trwają otoczeni ostatnim doświadczeniem swojego życia, którym, co chyba nikogo nie zaskoczy, była śmierć. Tym właśnie dzielą się ze mną. Swoim ostatnim tchnieniem, które odebrał im morderca czający się za drzewem, pijany kierowca, zawał serca albo naprędce skręcony sznur zaciskający się na szyi. Czuję ich wszędzie dokoła. Potrafię ich znaleźć, jeśli nie mieli tyle szczęścia, by odejść w spokoju, i ich zwłoki gniją ukryte przed wzrokiem żywych, którzy pragną ich znaleźć. Umarłym wszystko jedno, gdzie leżą, ale dla tych, których pozostawili, godny pochówek ukochanej osoby jest rzeczą bezcenną. Tak zarabiam na życie.
Ludzie nie zawsze to rozumieją i nie chcą niekiedy uwierzyć w to, co mówię. Tak jak w tym miasteczku. Przyjeżdżając tu z Tolliverem, moim bratem, spodziewaliśmy się łatwego zarobku i szybkiego wyjazdu z tej nory. Myślę sobie, że gdybym wiedziała, iż odnalezienie zwłok tej dziewczyny i prawdziwych przyczyn śmierci chłopaka zaowocuje takimi konsekwencjami, moja noga nigdy by tu nie postała. Oczywiście zawsze jesteśmy przygotowani na nieprzewidziane problemy, ale nie aż takie. To miasteczko jest dziwne. Ludzie zagadkowi, nienawistni, a tajemnice, które ukrywają, nie dają mi spokoju. Nie czuję się tu bezpiecznie. Chyba zakochałam się w miejscowym glinie, ale nie wiem, czy mogę na niego liczyć, zresztą zawsze lepiej szły mi kontakty ze zmarłymi niż z żywymi. Tych drugich nie potrafię zrozumieć. Mojego brata zamknęli dziś w więzieniu za przestępstwo, którego nie popełnił, a parę godzin później ktoś próbował mnie zabić. Siedzę teraz zamknięta w pokoju motelowym i oprócz czarnych myśli, próbuję rozwikłać tę zagadkę. Przeraża mnie też jedna rzecz: gdy umrę, czy ktoś powie bratu, jak wyglądały moje ostatnie chwile? Nie słyszałam, aby oprócz mnie ktoś miał takie zdolności, więc lepiej dobrze schowam swój pamiętnik.
"Grobowy zmysł" Charlaine Harris to doskonały przykład tego, jak z oryginalnego pomysłu można stworzyć całkiem zwyczajną książkę. Bohaterka potrafi przywołać ostatnie chwile zmarłych albo odnaleźć ich ukryte zwłoki. Jednak, mimo iż fabuła z założenia powinna opierać się na tym elemencie, to jest on minimalnie wykorzystany. To trochę tak jakby obdarzyć supermana jego niezwykłymi mocami, a potem stworzyć film, w którym superbohater wykorzystałby je jeden raz i to zatrzymując "pędzący" 30 kilometrów na godzinę samochód. Niedługo wydany ma zostać drugi tom przygód Harper, więc może w nim autorka w pełni rozwinie swój pomysł, na co po cichu liczę. Na razie więc mamy całkiem ciekawą, ale niczym nie wybijającą się książkę z wątkiem detektywistycznym. Nie ukrywam jednak, że pytania: kto, gdzie, kiedy, jak i dlaczego zabił, przyciągają czytelnika na tyle, aby w pewnym momencie nie mógł on oderwać się od lektury, chcąc jak najprędzej poznać odpowiedzi na nie. To wielki plus, chociaż muszę przyznać, że zakończenie, na które tyle czekałem, kompletnie mnie nie usatysfakcjonowało.
"Grobowy zmysł" nie jest książką, przy czytaniu której cały świat przestanie dla nas istnieć, ale czasu spędzonego na lekturze z pewnością nie będziemy żałować. Powinna się ona spodobać każdemu chociaż na tyle, by z ochotą sięgnął po kolejny tom przygód Harper.