Claire i Matt są po rozwodzie, pozostają jednak w przyjacielskich stosunkach. Dla obojga najważniejsza na świecie jest ich córka, siedmioletnia Scarlett, dla której są w stanie zrobić wszystko - na przykład spędzić razem pierwsze od kilku lat święta. Pojawia się pomysł wyjazdu do luksusowego ośrodka, a wraz z nim pierwsze schody. Zarówno Matt, jak i Claire, mają nowych partnerów, którym ich zażyłość może wydać się podejrzana. Sytuacji nie poprawia również Posey, wymyślony przyjaciel Scarlett, który nie zawsze zachowuje się tak, jak powinien. Gdy dodamy do tego wszystkiego jeszcze nieco alkoholu i kilka niedochowanych tajemnic, będziemy już na prostej drodze do spektakularnej katastrofy...
Chyba każdy z nas to zna - niby święta, powinniśmy się cieszyć towarzystwem najbliższych, dobrze się bawić, być mili i weseli i... tyle teoria. Bo gdy przychodzi co do czego, to okazuje się, że mamy serdecznie dość naszej rodzinki już po godzinie. Wzajemne pretensje, że ja stoję przy garach a ty płaszczysz dupę na kanapie, że miałeś talerze porozkładać na stole, że na litość boską wytrzyj je najpierw, rok się kurzyły w szafce przecież, czy ja ci muszę wszystko tłumaczyć jak dziecku? Brzmi znajomo? Kocham moją rodzinkę, ale regularnie, co wigilię, w pewnym momencie dajemy z siostrą dyla do innego pokoju i ratujemy się przed postradaniem zmysłów szklaneczką whisky. No dobra, czasem dwiema. Nooo dooobra, raz mama była tak nieznośna, że poszło pół butelki i skończyło się na głośnym wyśpiewywaniu "Morskich Opowieści" do wtóru czyjegoś coveru w stylu death metal na YouTubie...
Zmierzam do tego, że spodziewałam się takiej właśnie historii. Nie podejrzewałam, że motorem napędowym nieporozumień w tej powieści będą relacje damsko-męskie. Z początku byłam sceptyczna, ale szybko okazało się, że temat zazdrości i rywalizacji o tytuł samca - i samicy - alfa to niewyczerpane źródło dobrej zabawy. Ale samo źródło gagów sytuacyjnych to nie wszystko. Najwięcej pracy wykonują tutaj bohaterowie. Autorka poświęciła im naprawdę sporo uwagi i dopracowała w każdym szczególe czyniąc z nich postacie idealne. Nie mam przez to na myśli "doskonale rzeczywiste", ale raczej "bardzo charakterystyczne i lekko przerysowane", bo takie najlepiej sprawdzają się w komediowej konwencji.
Mamy zatem Claire, która jest chodzącym ideałem i wcieloną uprzejmością, dla wszystkich miła, przyjacielska, do rany przyłóż. Mamy jej nowego partnera Patricka, który obsesyjnie trenuje planując start w Ironmanie, dla niego życie to zawody, rywalizuje z wszystkimi i we wszystkim i zawsze daje z siebie wszystko. Mamy oczywiście Matta, pociesznego dużego chłopca, który jeździ na deskorolce, pali marihuanę, nie radzi sobie z korespondencją i boi się pająków (rozumiem cię, stary). Mamy jego partnerkę Alex, osobę o anielskiej cierpliwości, która w ich związku jest tą rozsądną, zorganizowaną i dojrzałą, jak na naukowca przystało lubi analizować każdą sytuację - do tego stopnia, że stworzyła arkusz w Excelu by oceniać i klasyfikować kolejne randki. Mamy wreszcie Scarlett, typową siedmiolatkę, i Poseya, wyobrażonego fioletowego królika z metką "Made in China" na kuperku, który pała nienawiścią do naukowców z powodu eksperymentów na zwierzętach, chociaż nie do końca rozumie o co chodzi. Ta barwna grupa bohaterów, dziwaczna na pierwszy rzut oka, jest moim zdaniem najlepszym elementem tej książki. Uwielbiam ich wszystkich!
Element humorystyczny pojawia się również w rozmaitych wstawkach w tekście, jak na przykład wyjątkach z ulotki ośrodka, do którego wyjechali nasi bohaterowie, czy definicjach słów zaczerpniętych ze słownika języka polskiego. Ale niech Wam się nie wydaje, że tutaj tylko śmiechy, chichoty i uśmieszki. Książka przedstawia również kilka nieprzyjemnych sytuacji, o których nie będę pisać, bo nikt nie lubi spojlerów, ale parę razy złapałam się na tym, że naprawdę współczułam bohaterom i miałam okazję się zastanowić się nad postrzeganiem świata przez dorosłych i ich niezwykłym talentem do komplikowania prostych sytuacji. Wszystko jednak napisane było lekko i z dużą dozą humoru, więc nawet te mniej zabawne momenty czytało się łatwo i przyjemnie.
Nie mogę nic złego powiedzieć o stylu autorki, jej warsztat jest na wysokim poziomie. Jedyne, co nie do końca mi się podobało, to stopień niezależności Poseya. Ja rozumiem, że lekka przesada jest tutaj celowa i jak najbardziej pożądana, ale nie musi mi się podobać każdy jej przejaw. Akurat w przypadku Poseya nie do końca mi się podobała i tyle.
Przeczytałam tę książkę w ekspresowym tempie, bo zwyczajnie nie mogłam się od niej oderwać. Autorka już na samym początku puszcza do czytelnika oko zdradzając coś na temat wydarzenia, będącego punktem kulminacyjnym tej książki, ale robi to tak zręcznie, że tylko zaostrza apetyt na czytanie. I ja czytałam, do późnej nocy, bo ta opowieść wciągnęła mnie na amen. Dostarczyła mi doskonałej rozrywki, poprawiła humor w dniu, w którym był bardzo kiepski i zostawiła z kilkoma przemyśleniami na temat dorosłości i relacji damsko-męskich. Doskonała pozycja na relaks po pełnym nerwów dniu. Gorąco polecam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Znak.