Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z Was ma tę książkę dawno za sobą, ale ja wyznaję zasadę, że warto przywracać starszym tytułom drugą młodość, zwłaszcza jeśli są uważane za dobre. Michaela Granta nie znałam przed lekturą książki, choć jego nazwisko przewinęło mi się parokrotnie przed oczami z racji jego nowej książki. Trzeba przyznać, że autor miał ciekawy pomysł na książkę (co wynikało zresztą z licznych opinii na blogach z recenzjam) i chciałabym w związku z tym dowiedzieć się, skąd wziął się pomysł na „Gone”. Całkowicie świadoma, że obecnie na rynku bryluje piąta już część serii, sięgnęłam po pierwszą, cofając się do samego początku historii. Tym samym pod lupę trafiła „Faza pierwsza: Niepokój”. Jest to książka z gatunku tych, których fabuła nigdy nie urzeczywistni się w naszym świecie. Jest to również opowieść, o której pamięta się długo po przeczytaniu książki, z racji kontrowersyjnego tematu, który zmusza do zastanowienia się nad własną opinią. Osobiście długo nad nim rozmyślałam. Zastanawiałam się jak wyglądałby świat, gdybym żyła w rzeczywistości bohaterów serii. Nie były to zbyt optymistyczne wizje i myśli. Historia rozpoczyna się z impetem. Nudna lekcja, nudny nauczyciel, odliczanie ostatnich minut do upragnionego dzwonka. Uczniowie przysypiają, bawią się komórkami, czyli robią wszystko, byle tylko nie skupić się na temacie lekcji. A tu nagle „puf!” i nauczyciel znika. Z tą delikatną różnicą, że nie wychodzi z klasy, lecz wyparowuje, jakby była to najnormalniejsza czynność na świecie. Zaskoczenie uczniów szybko przeradza się w panikę. Ta z kolei w strach. Komórki nie działają, padła telewizja i Internet, wszyscy dorośli zniknęli, a nawet część starszych uczniów. Co się stało? Dlaczego wszyscy tak nagle zniknęli, zostawiając dzieci na pastwę losu? Tego do końca nie wiem, bo przede mną sporo książek do nadrobienia. Niemniej jednak grupka nastolatków musi rozpocząć walkę o przetrwanie. Wybuchają sprzeczki, pojawiają się rękoczyny, a każdy myśli tylko o tym, co zrobić, aby przeżyć. Z lektury pierwszej części dowiecie się, jakie były początki ETAP-u, czyli Ekstremalnego Etapu Alei Promieniotwórczej. A naprawdę warto zaprzyjaźnić się z tą książką. Co prawda na początku miałam co do niej mieszane uczucia, bo to, co się działo, było dla mnie zbyt absurdalne i nierealne, ale szybko się wciągnęłam i ciężko mnie było oderwać od czytania. Przygodę z ETAP-em na pewno umilało mi podejście autora do tematu, który mimo swojej powagi, zachował w niektórych momentach nieco humoru. Choć w książce występuje dziewczyna-geniusz, czyli Astrid, nie trzeba się martwić, że książki nie zrozumiemy. Jest naprawdę prosta w odbiorze i obfituje w dialogi, a co za tym idzie – nie przytłacza przesadzonymi opisami. Akcja prężnie brnie do przodu i zapewnia solidną dawkę emocji – od szoku, przez nostalgię i humor, aż do niedowierzania i refleksji. W książce, poza wspomnianą Astrid, mamy do czynienia z istną plejadą bohaterów. Na pierwszym planie znajdują się Sam i Caine, którzy - mimo podobieństw - bardzo się od siebie różnią. Sam jest honorowy i stawia bezpieczeństwo przyjaciół ponad swoje własne, a Caine jest nikczemny i zależy mu tylko na władzy. Obydwóch bohaterów z przeciwnych obozów łączy pewna smutna tajemnica, która wprowadza do fabuły pewien zamęt. Miesza w życiu głównego bohatera, dodając mu do życiorysu dodatkowych, przykrych doświadczeń, jednocześnie wzmacniając jego autorytet. Przy lekturze warto też zwrócić uwagę na Edilia, który jest najbardziej poczciwym i pomocnym bohaterem książkowym, jakiego znam, a także na Quinna, który nie do końca wie, czego chce i po czyjej jest stronie. Najciekawszy w moim odczuciu jest mały Pete, chorujący na autyzm młodszy brat Astrid, który w książce nie wypowiedział chyba ani jednego słowa poza dziecinnym „amciu, amciu". Jemu radzę przyglądać się najuważniej. Wierzcie mi, że warto. Choć pomysł na fabułę sam w sobie jest fantastyczny, to jednak znalazł się w książce pewien niezwykle rażący element. Otóż nie mogłam zdzierżyć początków historii, tych świeżo po zniknięciu dorosłych. Być może takie są realia Stanów Zjednoczonych, jednak wciąż jest mi ciężko sobie wyobrazić, że nie byłabym w stanie ugotować samodzielnie makaronu lub przygotować normalnego posiłku. W ETAP-ie dzieciaki rzuciły się na to, co było ogólnie dostępne w odciętym od świata Perdido Beach, czyli chipsy, słodycze i fast-foody. Wątpię, by ktokolwiek próbował ugotować coś bardziej pożywnego. To trochę smutne, że nawet najprostsze rzeczy są wielu dzieciakom nieznane, ale być może autor chciał w ten sposób pokazać powagę sytuacji i coś z tym zrobić. Na osobny akapit zasługuje naprawdę ciekawy wątek mutacji, mówiących kojotów, tajemniczej Ciemności, której słuchają, oraz wplątanej w to wszystko Lany – dziewczyny z mocą uzdrawiania. Jest to jedyny, przez większą część czasu osobny, wątek, który całkowicie mnie pochłonął i zainteresował. Dzięki niemu zamierzam niezwłocznie sięgnąć po kolejny tom serii. Ciemność przypomina mi Jacoba z serialu „Lost”, który przez długi czas był dla rozbitków tajemniczą, mroczną siłą, o której niewiele wiedzą. Ja również niewiele wiem o Ciemności, ale mam zamiar dowiedzieć się w czym rzecz. W pierwszym tomie w istocie mamy do czynienia z niepokojem, jaki wywołał ETAP. Nie braknie w nim interesujących zjawisk, nieoczekiwanych zwrotów akcji, tajemnic, zagadek i sensacyjnych odkryć. Jest to lekka, przyjemna lektura na co najmniej jeden weekend, przy czym radzę Wam delektować się tą książką nieco dłużej, aby nie pochłonąć jej od razu. Warto przyjrzeć się co ciekawszym sytuacjom, bo mi kilka szczegółów umknęło, a wyłapałam je tylko dzięki recenzjom innych osób. Polecam „Fazę pierwszą: Niepokój” wszystkim wielbicielom książek młodzieżowych o przetrwaniu w ciężkich, wręcz nierealnych warunkach. Odrobina science fiction jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a wręcz pomogła w zabiciu nudy, która może nas złapać podczas deszczowych wakacji, jakie obecnie seruje nam pogoda. Mi pozostaje po raz kolejny przybić piątkę Jaguarowi, który wydał świetną książkę, którą jest co prawda bardzo gruba, ale i tak hipnotyzuje i wciąga. Brawo. Ocena: 5,5/6