Wizja przyszłości? Każdy ma inną. Większość ludzi sądzi, (może poza tymi, którzy wierzą w koniec świata w 2012 ;) że będzie lepiej, że rozwój techniki przyniesie same dobre rzeczy. Ale nikt nie powiedział, że na pewno będzie dobrze. Nikt nie pomyślał o tym, że człowiek może zniszczyć sam siebie. Że pycha niektórych osób i chęć panowania nad innymi może doprowadzić do tego, że przyszłość wcale nie będzie taka kolorowa, jakby się mogło wydawać…
Panem. Państwo powstałe na zgliszczach dawnej Ameryki Północnej. Wielkie imperium podzielone na dystrykty. Skoro więc przenosimy się kilkaset, może kilka tysięcy lat do przodu, wszyscy powinni żyć w dobrobycie, a świat ma wręcz obowiązek być lepszym niż jest teraz. Lecz niestety, wszystko wygląda całkiem inaczej, a życie w dostatku i szczęściu to przywilej nielicznych…
Katniss Everdeen jest szesnastoletnią mieszkanką Dwunastego Dystryktu, pech chciał, że tego najbiedniejszego. W dzielnicy, gdzie większość rodzin utrzymuje się z górnictwa, nikomu nie żyje się specjalnie dobrze, ale tym, którym udało się co nieco poskładać do kupy, udaje się jakoś wytrzymać. Po śmierci ojca w kopalni, na Katniss spada obowiązek utrzymania matki i młodszej siostry Prim. Razem ze swoim przyjacielem, dziewczyna wybiera się poza teren Dystryktu i tam nielegalnie polują, swoje zdobycze wymieniając później na chleb i przedmioty niezbędne do życia.
Zbliżają się Głodowe Igrzyska. Każdy Dystrykt ma obowiązek wyznaczenia jednego chłopaka i jednej dziewczyny w wieku od 12 do 18 lat jako przedstawicieli dzielnicy. Wybór ten odbywa się w drodze losowania, a że los lubi płatać figle, do uczestnictwa w Igrzyskach wybrana zostaje Prim, której imię pojawiało się na losach dużo rzadziej, niż Katniss. Jednak dziewczyna zdaje sobie sprawę, że jej siostra nie będzie miała najmniejszych szans na przeżycie na arenie i decyduje się ją zastąpić. Dołącza do niej Peeta, który kiedyś jej pomógł i uratował od śmierci głodowej. Oprócz nich, w Igrzyskach weźmie udział dwadzieścioro dwoje nastolatków z pozostałych Dystryktów, a żeby przeżyć, Kotna musi zabić ich wszystkich, ze swoim partnerem włącznie… Jakby tego było mało, każdy ruch uczestników, począwszy od ich wejścia na arenę a na śmierci kończąc, jest pilnie śledzony za pomocą kamer. Tak więc zarówno Kapitol, jak i mieszkańcy pozostałych Dystryktów mogą oglądać Igrzyska na żywo, z tą jednak różnicą, że ci pierwsi robią to, bo chcą, a ci drudzy – bo muszą…
Książka totalnie mną wstrząsnęła, a bohaterkę, która na początku trochę mnie irytowała, po jakimś czasie wręcz pokochałam. Silna, niezależna dziewczyna, która nie boi się powiedzieć „nie”, do tego odważna, nade wszystko stawiająca dobro swoich bliskich. Podczas Igrzysk Katniss wykazuje się sprytem, inteligencją i stara się robić wszystko, żeby przetrwać. Dzięki temu, że jest ona także narratorką „Igrzysk…”, możemy lepiej poznać towarzyszące jej podczas walk emocje, a momentami poczuć się tak, jakbyśmy to my byli na tej arenie i to my toczyli bój o przeżycie kolejnych godzin, dni. Natomiast Peeta… Cóż, ja właściwie nadal nie jestem do końca pewna, czy uczucie żywione do Katniss było tylko „przynętą” dla potencjalnych sponsorów, czy też jego miłość była prawdziwa.
I to jest kolejny, duży plus tej książki: właściwie do ostatniej strony nie wiadomo, co się stanie. Fabuła gna do przodu, nawet na chwilę się nie zatrzymuje, a nieprzewidywalne zwroty akcji nierzadko zaskakują i książka wciąga, że hej! (aż szkoda robić przerwy na inne „czynności życiowe” ;). Oczywiście, nie brakuje tutaj przemocy, brutalności, jednak w wydaniu Collins rezultatami tych wszystkich walk nie są walające się wszędzie wnętrzności i kawałki ciała, pływające w kałużach krwi. Więc nawet jeśli ktoś ma słabe nerwy, nie musi obawiać się zagłębiania w tę lekturę.
Właściwie nie mam pojęcia, co mogłabym o tej książce jeszcze napisać tak, żeby nie psuć radości czytania… Wiem, że nie ma tego dużo, no ale wydaje mi się, że recenzję „Igrzysk…” można by zmieścić w kilku zdaniach, przy czym w każdym z nich znajdowało się wyrażenie à la „niesamowita”, „wspaniała” itp. Bo inaczej nie potrafię jej określić. Pozycja godna dodania do mojej listy „VIPów”, jako jedna z najlepszych książek, jakie udało mi się przeczytać ostatnimi czasy. Wizja świata stworzona przez Suzanne Collins jest naprawdę hmm… przerażająca. Bo komu z nas uśmiecha się taka przyszłość, taki los?
Komu polecam? Absolutnie wszystkim! Bez wyjątków! Nie ważne czy ktoś lubi fantastykę, czy romanse, czy science-fiction. Nie ma znaczenia czy nastolatek, czy dorosły. Tu nie ma ograniczeń. To po prostu trzeba przeczytać…