Moja miłość do Quentina Tarantino rozpoczęła się od filmu „Kill Bill”. Byłam ciekawa, jak w konwencji „mordobicia” wypadną twarde babki. Przepadłam od pierwszych scen. Ta muzyka, te kolory, to dziwne tempo i niepowtarzalny styl opowiedzenia tej historii. No i to piękno wyciśnięte z jej brutalności. Po obejrzeniu filmu byłam oszołomiona. I tak jak rzadko zwracam uwagę na reżyserów – z dużą nonszalancją podchodzę do kina – tak tym razem musiałam sprawdzić, kto odpowiada za to filmowe cudo. Potem poszło z górki. Kolejne seanse utwierdziły mnie w przekonaniu, że Tarantino to musi być genialny świr.
W mojej biblioteczce wyjątkowe miejsce zajmuje książka „Tarantino. Nieprzewidywalny geniusz” (Tom Shone). Brawurowo wydane kompendium wiedzy o twórczości tego reżysera. Poza bohaterem publikacji to właśnie obłędne wydanie zadecydowało, że musiałam ją mieć. Dlatego, nietypowo, zacznę prezentację książki od jej wyglądu. Zaznaczmy może, że mówimy o publikacji, która wyszła spod skrzydeł wydawnictwa Znak (Wydanie I, Kraków 2022) – może będą wznowienia, kto wie?. Dostajemy cudeńko w twardej oprawie, z czerwoną okładką, z której posępnym wzrokiem zerka na nas słynny reżyser. Jest oszczędnie, ale efekt jest piorunujący. Zajrzyjmy do środka. Czeka tu na nas ponad 250 zdjęć. Kradną one show tekstowi. Książka wygląda jak wydawnictwo albumowe. Chce się ją oglądać, a nie czytać. Trzeba przyznać, że została dopracowana w najmniejszych detalach. Ramki, wyróżnione cytaty, strony z tytułami kolejnych rozdziałów (właściwie filmów) – wszystko jest na swoim miejscu i razem tworzy wizualny efekt wow. W tym wszystkim ginie tekst. Czcionka jest maleńka. Te mróweczki zapisane w dwóch kolumnach nie są zbyt wygodne w czytanie. Szczególnie dla tych, którzy lubią spędzać wieczory z książką.
„Tarantino. Nieprzewidywalny geniusz” to publikacja, która szczególnie spodoba się miłośnikom kina. Powiecie, że wiadomo skoro jest o reżyserze. Ja mam jednak na myśli to, że akcenty położone są na filmy Tarantino. Jego twórczość została dokładnie przeanalizowana. Dla mnie było to szczególnie fascynujące, bo ja nie umiem o filmach opowiadać. Albo mi się coś podoba, albo nie – koniec wywodu. Dostałam dość szczegółową interpretację produkcji, które znam i lubię. Zrobiono to przy pomocy bardzo obrazowego języka. Pozwolę sobie zacytować jedno z moim ulubionych zdań: „Jego własne dzieła będą pełne fascynacji szczególną, ultrabrutalną i niemal kreskówkową formą męskości, z szalonymi przechwałkami, barokowo zdobionymi pogróżkami, samozwańczymi kodami – kodami, które później z zachwytem obnaży, podda bezlitosnej dekonstrukcji i upokorzeniu”[1]. Czytałam kolejne fragmenty książki Toma Shonea i kiwałam głową na potwierdzenie, iż dokładnie takie te filmy są.
Dużo miejsca poświęcono sposobowi pracy reżysera. Mówiąc prostoto: „Jak zrobił dany film?”. Jak wybierał aktorów? Czym się inspirował? Jak wyglądało kręcenie poszczególnych scen? Oczywiście okraszone jest to całą masą ciekawostek. Miłośnicy kina nie powinni się nudzić.
„Tarantino. Nieprzewidywalny geniusz” chciałoby się nazwać biografią, ale w moim odczuciu jest to książka o filmach, nie o człowieku. Oczywiście człowiek, jego fantazja je stworzyła. On pokazał widzom pewne historie, a one wyniosły go na piedestał. I mam nadzieję, że zadbają o jego nieśmiertelność.
[1] Tom Shone, „Tarantino. Nieprzewidywalny geniusz”, tłum. Alka Konieczka, wyd. Znak, Kraków 2022, s. 28.