Jedna z niewielu na tę chwilę tak zwanych „zamkniętych” powieści od Mroza. Mam serie i cudownie jest brać każdy kolejny tom zwłaszcza jeśli chodzi o Chyłkę. Ale dziś nie o niej :)
Powiedzcie mi, skąd tyle pytań czy będzie kolejna część „Behawiorysty”? Zakończenie daje jasno do zrozumienia, że to jest koniec. Mam poczucie, że takie pytania zadawali tylko ci, którzy nie skończyli jeszcze czytać bo faktycznie, do niemal ostatniej strony można pomyśleć, że jest zostawiona furtka ale po przeczytaniu kilku ostatnich stron? Serio?
Do sedna.
Mnie wciągnęła bez reszty. Mamy psychopatę, mamy interpretację jego zachowań, każdego praktycznie ruchu. Jest dużo krwi, jest brutalnie, jest tajemnica, nie ma happy end’u. Mój klimat. Stuprocentowo MÓJ. Ta książka to dla mnie strzał w 10. Nie oczekiwałam niczego, dlaczego? Otóż, oczekiwania na kolejny tom z Zordonem nie myślałam o innych książkach Mroza.
Tak, nie wiedziałam o czym jest, nie przeczytałam opisu. Jedyne co sprawdziłam to czy nie jest kontynuacją którejś z serii, po czym pobrałam ją z Legimi(i tu Wam dziękuję za dostęp w dniu premiery) na czytnik i wsiąknęłam. Można powiedzieć, że łyknęłam ją na raz. Ba! Przysypiałam z czytnikiem w ręku a nie mogłam się oderwać i leciałam dalej. Najlepsze uczucie podczas czytania, bo to jest TEN znak, że to jest TO.
Czy zaskakuje? Tak. Nie tylko zakończeniem ale i wszystkim po drodze do tego końca. Jest brutalna ale od tego autora możemy tego oczekiwać. Nie pieści się z czytelnikiem i chwała mu za to.
Cała akcja toczy się w różnych miejscach. Zaczynając od przedszkola. Myśleliście, że to ostry początek a później przejdziemy do śledztwa i zrobi się monotonnie? Nie tym razem. Powiem tak, gdzieś ostatnio przeczytałam, że zachwycamy się kryminałami skandynawskimi jak mamy taki talent pod nosem. Zgadzam się. Z każdą kolejną książką poziom jest coraz wyższy i coraz lepiej się czyta i… no i niestety czekanie na kolejne książki jest coraz trudniejsze. I tu nas Mróz nie zawodzi. Płynie z nurtem rzeki i dostajemy jedną po drugiej. Nie zdążymy zapomnieć o wrażeniach z „Immunitetu” a mamy „Behawiorystę” na stole. Nie zdążymy się otrząsnąć a mamy pod nosem „Świt, który nie nadejdzie”. Całkiem niedługo piąty tom przygód Chyłki. Czego chcieć więcej? To autor, który nie daje wytchnienia i jeśli lubicie takie klimaty, to nic, tylko czytać.
Nie chcę zdradzać za wiele, niech każdy na własnej skórze się przekona jak zaskakuje ta książka. A wierzcie mi, pod koniec mogą oczy z orbit wyskoczyć ;) Ale czy nie jest tak w przypadku każdej powieści Remigiusza Mroza? Bo ja mam wrażenie, że te ostatnie 5-10 stron to jest zawsze takie „What?!”. I tym razem ja tak miałam i to jest w tym wszystkim najlepsze. Nie to, że zgadujemy, czy odkrywamy kto jest mordercą, ale to, jak to wszystko jest zorganizowane.
Czytaliście? Jeśli tak, to czy widzieliście Mroza na spotkaniu w Opolu? Ten krawat, to spojrzenie? Powiecie, że nie zrobił tego specjalnie? Ja mam wrażenie, że spec lanie mową ciała i ubioru chciał nam zrobić przyjemność.
Nie czytaliście? To zazdroszczę, że lektura jeszcze przed Wami.
Moja ocena: 10/10. Oczywiście. I polecam, zwłaszcza osobom, które lubią mocne doznania i rozlew krwi.
I „Behawiorysta” wskakuje u mnie na pierwsze miejsce najlepszych kryminałów zarówno polskich jak i zagranicznych. W przypadku polskich, wycina Bondę, Puzyńską i Opiat-Bojarską w przedbiegach a bardzo wszystkie trzy panie lubię. Jeśli chodzi o zagraniczne… cóż, Nesbo, Link, Gerritsen a nawet moja ukochana Kava się chowają.