„Czasem Bóg układa ludzkie losy pokrętnie nie dlatego, żeby człowiek się zagubił, ale żeby nauczył się z najcięższych sytuacji wychodzić na prostą.”
Kupię rękę. Pod tym oryginalnym i dość przewrotnym tytułem ukryta jest historia zwykłych ludzi, ludzi zakompleksionych, nie mogących odnaleźć własnego ja. Wiele emocji, wiele skrywanych głęboko problemów, które jednak są uniwersalne i dotyczą wielu z nas.
Powieść dzieli się na dwie części, wyraźnie od siebie oddzielone.
W pierwszej poznajemy trójkę głównych bohaterów: Olgierda – jakby siłę napędową całej powieści, człowieka okrutnego i egoistycznego, chcącego wyładować swoje niezadowolenie i frustrację na innych. Np. na Tomku, który wystawia na aukcji swoją rękę – chcąc oddać ją na tatuaż. Jest też Iga – nieszczęśliwa w związku, niepewna uczuć narzeczonego, wystawia siebie na aukcji, przez przypadek zupełnie sprzedając się Olgierdowi.
Cała fabuła wydaje się abstrakcyjna, dziwna, a zachowanie bohaterów, ich pobudki – zupełnie niezrozumiałe. Główną rolę odgrywa tu groteska, która łączy w sobie za jednym razem śmieszność, wulgarność, patos, strach.
Bohaterowie to jednostki silnie zindywidualizowane przez autorkę. Zupełnie różni do siebie, prowadzący inne życie, wyznający inne wartości. Ich psychika jest dokładnie przeanalizowana, wiemy wszystko o ich życiu wewnętrznym. Autorka daje nam jasny obraz przyczyn, z jakich wyrastają problemy bohaterów a zarazem problemy nasze – całego społeczeństwa.
To, co łączy całą trójkę to kompleksy, to zaślepienie nienawiścią do siebie samych lub do innych, niemożność ukrycia żalu do całego świata. Jednocześnie wszyscy są zagubieni, nie nadążają za rzeczywistością, nie chcą zgodzić się na ten pęd za władzą, pieniądzem, za życiem na poziomie, wyznaczonym przez jakieś sztywne normy i standardy. Nie mają czasu, by zastanowić się jakie wartości są w życiu najważniejsze, czym się kierować, co im przyniesie spełnienie i satysfakcję po wielu latach życia.
„Czasami trzeba przyznać przed sobą samym, że coś jest nie tak. Tylko wtedy można z godnością zacząć od początku. Zawsze to lepiej, niż brnąć w ślepy zaułek.”
W drugiej części następuje jednak zwrot akcji. Moja pierwsza myśl: po co autorka wprowadza te wszystkie wydarzenia dotyczące rodziny Olgierda, jaki to ma cel? Jednak w miarę rozwoju sytuacji zrozumiałam, że było to konieczne, by dokonała się zmiana w osobowości Olgierda. Musiał zrozumieć swoje błędy, musiał zauważyć, że jego podejście do życia jest niewłaściwe i że do tej pory nie kierował się w życiu odpowiednimi wartościami. Ta przemiana dokonuje się w nim poprzez śmierć rodziców, babci a głównie spotkanie z dziadkiem Izydorem.
Transformacja Olgierda i odpowiedź na pytania dotyczące jego życia to trochę jednak za mało. Nie wiem czemu autorka nie udzieliła tak szczegółowych odpowiedzi również na pytania postawione przed czytelnikiem przez osobowości Tomka i Igę? Wcale nie byli mniej ważni.
Te dwie części są zupełnie różne. Pierwsza doskonała, napędza akcję, intryguje. Druga zwalnia, każe się zastanowić, trochę może nawet rozczarowuje. Ale każda ma inną wymowę, każda przekazuje pewne prawdy.
Agnieszka Szygenda okazała się być doskonałą obserwatorką rzeczywistości i znawczynią ludzkiej psychiki. Pokazuje nam prawdę o naszych czasach, o zmianach, jakie dokonały się w społeczeństwie. Wiele tu filozoficznych przemyśleń, wiele prawdy o człowieku i otaczającym go świecie. Widzimy człowieka coraz bardziej zagubionego, widzimy przyczyny narastającego w społeczeństwie konsumpcjonizmu, wrogości i agresji, widzimy zatarcie granic między życiem realnym a wirtualnym, a co za tym idzie rosnące niebezpieczeństwo związane z Internetem. Na koniec uświadamiamy sobie jak współczesny człowiek odcina się od swoich korzeni, rezygnuje z tego, co go ukształtowało i co jest naprawdę ważne.
„Nie żal stracić coś, czego się nie ma. Gorzej, jeśli coś się odzyskało zbyt późno, aby móc się tym cieszyć.”
„Trzeba mieć wszystko albo nie mieć nic, żeby umieć odejść.”