James Herriot, autor i jednocześnie bohater opowiada w luźnym, gawędziarskim stylu o perypetiach pracy weterynarza w jednym z małych, angielskich miasteczek. Nie da się pominąć faktu, że autor jest z wykształcenia weterynarzem, a z treści bardzo jasno wynika, że doświadczenie zawodowe ma ogromne. Mimo skomplikowanych nazw przyrządów, wielu nazw leków i substancji wspomagających leczenie, nie poczułam się „niedouczona”. Sposób prowadzenia opowieści jest tak przystępny, że brak weterynaryjnej wiedzy w niczym nie przeszkadza. Ba! Ja poczułam się nawet lekko do-edukowana.
Od pierwszych zdań pokochałam tę książkę i bohatera, który w fantastyczny i żartobliwy sposób opisuje czynności, które należą do jego zawodowych obowiązków. Opis porodu cielaczka był niesamowity i mimo dość obszernego opisu wydzielin, mazi i innych, zapewne nieładnie pachnących substancji, całość czytało mi się bardzo przyjemnie. Może wpływ na to ma też fakt, że prywatnie uwielbiam zwierzęta i szczerze mówiąc, wolę przebywać w ich obecności niż pielęgnować relacje międzyludzkie.
Opisywany krajobraz wygląda jak głęboka prowincja, ale ja, osobiście chciałabym się tam znaleźć i spędzić znaczną część swojego życia. Po wielu latach życia w mieście szukam i pragnę ciągle być tam, gdzie jest cicho, spokojnie i nie ma tego pędu. W powieści Herriota odnalazłam takie miejsce. Wiem, to były inne czasy, przecież akcja książki to tak naprawdę okres międzywojenny więc dla nas (tej młodszej części) to już inna epoka. Ja jednak mam głęboką nadzieję, że takie miejsca nadal istnieją i może będzie mi dane jeszcze w takim żyć.
Pierwsza część cyklu doskonale pokazuje też interakcje społeczne i charakter mieszkańców. Nieopierzony społecznie weterynarz musiał nagle zmierzyć się z zatwardziałą w przekonaniach społecznością. Musiał ją przekonać do siebie, a mógł to zrobić tylko wtedy, gdy perfekcyjnie wypełnił swoje zadanie.
Rany, ja poczułam ten stres, którego doświadczył James podczas pierwszych samodzielnych wizyt. Przecież praktyka zawodowa to nic innego jak wypadkowa błędów i sukcesów. Często uczenie się na błędach, nabieranie doświadczenia poprzez praktykę.
Choć w Polsce pierwsze wydanie było wiele lat temu (na świecie jeszcze dawniej), powstał nawet serial na podstawie powieści, dla mnie to była pierwsze i jak najbardziej udane spotkanie z tą serią.
Koniecznie przeczytajcie to nowe wydanie. Wielkie ukłony kieruję w kierunku tłumaczki za to, jak dobrze oddała klimat angielskiego miasteczka i przede wszystkim doskonale przetłumaczyła na nasz język specyficzne, angielskie poczucie humoru. Jestem dosłownie urzeczona i wiem, że po każdą kolejną część tej serii będę sięgać z uśmiechem.
Mogłabym sobie tak pisać i pisać o zachwytach nad tą książką. Nie będę jednak Was aż tak dręczyć. Chciałabym, byście przeczytali tę (i myślę, że następną) część. Ja z pewnością po nią sięgnę i nie omieszkam podzielić się wrażeniami. Przy takiej lekturze po prostu się odpoczywa.
Czytajcie! To 10/10, a to dopiero pierwsza część!
Pięknie dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las za egzemplarz do recenzji. Takiej literatury potrzebowałam :)