Za drugim moim podejściem do tej książki, ona po prostu otworzyła się sama na moim ulubieńcu, na miszczu Stefanie, ma się rozumieć Żeromskim, na tym portrecie miszcza sjerdceszczipatielnoj progresiwnoj litieratury, tam gdzie zaczyna się rozdział „Siłaczka”. I mało mnie nie zgięło w pół. Nie będę psuł wam dowcipu. Sami sobie zobaczcie. (...) Tylko jeden zdradzę szczegół, który zresztą zobaczyłem na końcu. Ten adidas, czy inny nike. To mnie rozłożyło dokumentnie.
(...) Zgaduję, że dama na grafice pana Bereźnickiego niewiele ma wspólnego z prawdziwą bohaterką żeromskiej Siłaczki, tak jak niewiele wspólnego ma bohaterka stworzona przez Żeromskiego, tytułowa samobójcza Siłaczka z jej faktycznym pierwowzorem, Faustyną Mokrzycką. Mamy bowiem portret zdjęciowy tej pani na końcu książki. Jest zatem żeromska bohaterka i jej wyobrażenie na grafice pana Bereźnickiego karykaturą prawdziwej i tragicznej postaci Faustyny Mokrzyckiej. Tragicznej z zupełnie innych powodów niż stefano-pochodna nauczycielka poświęcająca się dla ubogich, chłopskich dzieci. Powody te są znacznie poważniejsze i życiowe, i razem budzące wiele podejrzeń. Jakie one są, zostawiam wam do własnego śledztwa.(...)
Jest to opowieść, co się zowie, ten pierwszy tom Socjalizmu i śmierci. Trzyma czytelnika za gardło i nie chce puścić. (...) Teraz znowu będzie o jumie i rewolucji. Powracają one jak bumerang. Zgryzoty prowincjonalnej egzystencji nie pozwalają o ich związku zapomnieć. Czemuż, ach czemuż zatem ośmielam się obarczać winą za historyczny rabunek męczenników niepodległości ludowo-socjalnej, takich jak Stanisław Mendelson, Ludwik Waryński, Marcin Kasprzak, Ignacy Daszyński, Ludwik Krzywicki, Stefan Żeromski, Władysław Grabski wraz z Janem Ludwikiem Popławskim (prekursorzy Narodowej Demokracji), opisanych przez Coryllusa zwięźle a podstępnie, samych bojowników o wolność uciemiężonych, którzy byli zwali oną jumę sprawiedliwością dziejową?
Przecież nie o całą obwiniam, bo całość, jak wiemy, rozłożono nam na dwieście z okładem lat. Tylko o kolejny jej etap. Lubo (chociaż) był to etap kluczowy, sine qua non (bez którego nic), otwierający kanał wprost do bankrutacji ziemian przez parcelację, do zubożenia części włościan gospodarujących na gorszych ziemiach, zależnych od wielkich gospodarstw ziemiańskich (wg Woyniłłowicza zależność ta i korzyść jest wzajemna) (...). Dlaczego ośmielam się wiązać lewicę patriotyczną w jednym łańcuchu z tymi wydarzeniami naszej historii gospodarczej? Przecież oni, ktoś powie, pozostali za drutem kolczastym drugiej wojny światowej. Dlatego, że jak pokazuje to skrzętnie a podstępnie pan Gabriel, jest ona, ta lewica, tak patriotyczna i pro-polska jak sam wódz rewolucji kulturalnej Mao, czyli bardzo mało. Ot taki szczegół. Przypomina pan Maciejewski – w rozdziale „Średnia długość życia wrogów socjalizmu” – ten utopijny entuzjazm, wygenerowany przez aktywistów niby-polskich rewolucyjnych kółek spiskowych, pierwszych socjalistycznych pism i pisemek, partii i partyjek pseudo-polskich rewolucjonistów, organizacji w zasadzie przestępczych, terrorystycznych, finansowanych z Paryża i Londynu (...). Jest to eksplozja łatwych i bezmyślnych idei, które co rusz wzbudzają naiwną wiarę, jak pisze Maciejewski, „że Polska mogłaby się odrodzić bez Kościoła i żyć, karmiąc się tylko ideami rewolucyjnymi, wśród których (i te słowa, ja, Magazynier, wytłuszczam tu jako kluczowe) hasło ubrane przez Lenina w bezpretensjonalne słowa – grab zagrabione – stanęło na pierwszym miejscu.” (...) A skąd on, ten Maciejewski, spytacie się z irytacją, to wszystko wie? Niby jak do tego doszedł? A, to jest chytra sztuka. Tłumaczy ją na przykładzie technik jakoby ezoterycznych Eusapii Palladino, słynnej mediumstki, protegowanej sir Artura Conana Doyle’a, przywołującej jakoby z zaświatów dusze zmarłych, w seanse której wtajemniczeni byli tylko wybrani, tacy jak na ten przykład Bolesław Prus czy Maria i Piotr Curie.
Jak pisze pan Maciejewski, siła Eusapii Palladino, wygenerowana przez admirację właśnie nie kogo innego jak tylko sir Artura Conana Doyle’a, „jak i cel jej podróży po Europie, były dla ludzie zainteresowanych postępem i uszczęśliwianiem ludzkości, całkowitą tajemnicą. Patrzyli oni w inną stronę ...” W którą stronę? Tę mianowicie wskazaną przez pełne zadumy, mądrości i tajemnicy, poważne oczy miszcza Artura sira. „Patrzyłeś w inną stronę, chłopczyku – mówi stojąca obok pani – i nie widziałeś jak ten pan oszukiwał.” Aha, więc o to się rozchodzi! Żeby patrzeć nie tam, gdzie spoglądają pełne zadumy, mądrości i tajemnicy oczy miszcza sira. I tę sztukę pan Gabriel wypracował sobie, zapracował na nią i opanowała niemal do perfekcji. Czytamy pierwszy tom Socjalizmu i śmierci i uczymy się patrzeć, nie tam gdzie spogląda autorytet z nadania, ale tam gdzie spogląda ta starsza pani, przez nikogo nie zauważona, stojąca w cieniu, jak stary jakoby nikomu nie potrzebny rekwizyt, odstawiony na tzw. boczny tor. Kim ona jest? No jak to? Nie domyślacie się? (...) (fragmenty recenzji, całość
http://magazynier.szkolanawigatorow.pl/cos-baaardzo-dobrego-i-ciepego-jeszcze-gabriel-coryllus-maciejewski-socjalizm-i-smierc-tom-1)