„Fiolet” – Magdalena Kozak
„Fiolet czym jest? Wiesz? Nie wiesz nic!
Odwiedź Zakazaną Strefę.
Zobacz piekło, które spadło z nieba.
Zwyciężaj lub giń.
Warszawa przemieniona w koszmar.
Siły specjalne walczące na granicy ryzyka.
Spadochroniarze ścigający śmierć.
Ratownicy w oparach cyjanowodoru.
Mafia szarpiąca padlinę miasta.
Fanatycy zabójczego reality show.
Każdego dnia tracisz przyjaciół.
Każdego dnia zyskujesz wrogów.
Wskaż zwycięzcę, odbierz nagrodę.
Przekonaj się, czym jest Fioletowy, Zakazany Świat.
I pamiętaj... HCN zabija!”
Info z okładki
Reklama ma służyć głównie temu, żeby informacja o produkcie dotarła do odbiorcy. Często bywa niestety i tak, że ma „przy okazji” pokazać produkt w świetle lepszym, niż jest w rzeczywistości. Nauczony doświadczeniem, mam tu na myśli stację TVN, która ma tego pecha, że przynajmniej moim zdaniem, wszystko co głośno reklamuje – czy to „Majki”, „Magdy M”, czy kinowe „super komedie romantyczne”, to gnioty i niestrawne kaszanki tak dla oczu jak umysłu. Zgodnie z zasadą, że im głośniej mówią, tym gorzej :)
„Fiolet” doczekał się kampanii medialnej, i jak na polskie warunki i fakt, że mówimy o książce, całkiem dużej – strona w Internecie, filmiki na Youtube, bilboardy w Internecie – sporo. Wiedziony wyuczonym sceptycyzmem, w myśl tego, co napisano powyżej, sięgnąłem po ten tytuł pełen obaw.
Na szczęście tym razem trafiłem na chlubny wyjątek od TVN-wskiej reguły. Książka jest wyśmienita i jak najbardziej zasłużenie zbiera dobre recenzje i opinie. Gdybym wiedział, że reklamuje się tylko tak dobre książki, po każdym spocie reklamowym gnał bym do księgarni :)
O czym jest książka – informuje informacja z okładki – o to na ziemię spadają istnie piekielne roślinki (naturalne zjawisko kosmiczne, czy może robota wrednych ufoków ?), które zamiast, jak na roślinę z dobrego, ziemskiego domu, dychać tlenem, trują świat cyjanowodorem – szerzej znanym jako „gaz pruski”. I na dodatek ma tę paskudną właściwość, że jest odporny jak cholera i jedyną metodą by powstrzymać inwazję, jest zniszczenie nasion zanim jeszcze dotrą na ziemię i wykiełkują. I tu wkraczają OSY – specjalny polski oddział spadochroniarzy powołany do powietrznej walki z najeźdźcą. A ponieważ jak na złość, jakbyśmy mało mieli problemów własnych, jedna z roślinek, nazwana pieszczotliwie Fiołkiem, postanowił wykiełkować w samym sercu Warszawy, dlatego też nie zdziwcie się, że o polskim oddziale mowa, a akcja dzieje się w stolicy właśnie. Jeśli jesteś Warszawiakiem, to masz niesamowitą okazję zobaczyć stolicę, jakiej sobie pewnie nawet w koszmarach nie wyobrażałeś. Jeśli stolica jest dla Ciebie kolejny miastem - nie szkodzi - o Pałacu Kultury i Metrze na pewno każdy słyszał, a może i widział, więc też, w jakimś sensie, klimaty znajome.
Powoli, ale systematycznie zaczynam ubóstwiać książki umiejscowione w polskich, współczesnych realiach. Ostatnio, czystym przypadkiem właśnie na takie trafiam – Szósty, Koszmar na miarę, Inspektor Van Graff czy teraz Fiolet. O tym dlaczego, przeczytacie w mojej recenzji Koszmaru na miarę, teraz powiem tylko, że jest równie niesamowicie i klimatycznie, kiedy czyta się o naszym codziennym podwórku, ale w zupełnie niecodziennych okolicznościach. Ale okoliczności to oczywiście tylko smaczek, najważniejsze, co się w nich dzieje. A dzieje się bardzo dużo. Szacunek dla autorki, jako to wszystko ładnie zmontowała, bo wątków, które porusza, jest sporo. Mamy miłość, zdradę, przyjaźń, chciwość, morderstwa, szpiegostwo, śmierć i dużo, dużo więcej. Znowu sprawdza się powiedzenie, że najlepiej sprzedają się banały powiedziane w niebanalny sposób. I wszystko cudownie ze sobą współgra. Nie czułem przesytu, nowy wątek autorka dorzucała mając pewność, że zrozumiałem wszystko do tej pory całkiem dobrze, i tylko w jednym, momencie przyznam, że nieco się pogubiłem, kiedy, tuż przy finale, kiedy wyjaśniało się kilka tych wątków na raz, ale suma sumarum, wszystko miało swój happy end (przynajmniej dla tych był happy, którzy przeżyli – bo nie zdziwcie się, że bohater, którego poznaliście i może już nawet zaczęliście lubić – ginie albo okazuje się zupełnie kim innym) Postacie są wyraźne i na pewno większość znajdzie dla siebie jakiegoś faworyta. Sytuacje w powieści są ekstremalne, ale jak się okazuje, uczucia i problemy takie, jak zwykle – nawet bohaterowie mają swoje problemy, a antybohaterowie też potrafią zrobić coś dobrego. Moja ulubiona kolorowa szarość :)
Książka wciąga niesamowicie, jak na 500 stron kończy się zdecydowanie za szybko, aż się prosi o sequel, bo materiału do przerobienia jest jeszcze sporo ). No i równie niesamowicie wygląda – skoro już nie pożałowano pieniędzy na reklamę to i oprawa wygląda pierwsza klasa. To jest właśnie jedna z tych książek (odsuwając na bok na moment treść) którą można kupić, żeby dumnie wyglądała na półce i którą zwolennicy papieru nad audio czy elektroniką, mogą spokojnie dawać za przykład, w czym dźwięk czy ekran komputera nigdy książki tradycyjnej chyba nie prześcigną.
Taka myśl mnie naszła, mając też na uwadze poprzednie książki które czytałem, że może mamy jedną z najgorszych reprezentacji piłkarskich na świecie, ale jeśli o polską literaturę, to chyba nie jest tak źle – a jeśli tytuły, które miałem przyjemność czytać to reguła, a nie tylko wyjątki, to ja bardzo proszę rozwiązać PZPN, a reprezentację przepędzić na cztery wiatry i całe fundusze przekazać na promocję naszych polskich autorów. Chyba Polska lepiej na tym wyjdzie :)
Tak więc portfel/karta w dłoń, spadochron na plecy i biegiem (lotem) do księgarni :).