„Nie jesteście pięknymi i niepowtarzalnymi płatkami śniegu. Jesteście taką samą gnijącą materią organiczną jak wszyscy inni i my wszyscy jesteśmy częścią tej samej kupy kompostowej. Nasza kultura uczyniła nas wszystkich jednakowymi. Nikt nie jest już naprawdę biały, ani czarny, ani bogaty. Wszyscy chcemy tego samego. Pojedynczo jesteśmy niczym.”
Przymierzałam się do przeczytania tej książki naprawdę długi czas. Za każdym razem jednak coś mnie od niej odrzucało i dopiero teraz przemogłam się żeby przeczytać powieść Palahniuka od deski do deski. Przyznaję jednak od razu, że jestem jedną z tych osób, które popełniły duży błąd i najpierw obejrzały film z Edwardem Nortonem i Bradem Pittem w rolach głównych, który notabene jest jednym z moich ulubionych filmów i do którego często powracam. Niestety to, że znam tak dobrze film i całą historię sprawiło, że czytanie "Fight Clubu" nie sprawiło mi aż tak wielkiej przyjemności, ale do rzeczy...
„Jak się nie wie, czego się chce, to się kończy w otoczeniu mnóstwa rzeczy, których się nie chce.”
"Fight Club" to historia trzydziestoparoletniego mężczyzny, który cierpi na bezsenność. Jedynym sposobem na zwalczenie jego przypadłości jest chodzenie na grupowe terapie nieuleczalnie chorych osób. Na jednym z takich spotkań poznaje Marlę, która tak jak on jest zdrowa i chodzi na terapie w innym celu. Po tym spotkaniu bohaterowi nie pomagają już terapie i nie jest w stanie zasnąć.
Jego życie zmienia się gdy podczas podróży służbowej poznaje Tylera Durdena. Swoje kompletne przeciwieństwo. Mimo wielu różnic mężczyzn łączy dziwna relacja. Razem zakładają tytułowy Fight Club i od tej pory całe ich życie kręci się wokół niego.
„Dopiero kiedy wszystko stracisz, będziesz mógł coś osiągnąć.”
Muszę przyznać, że styl Palahniuka jest bardzo oryginalny i na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu. Mnie osobiście na początku może lekko irytował, ale po kilku rozdziałach historia mnie pochłonęła, a sam styl nawet się spodobał. Autor nie pisze niczego wprost, nie podaje czytelnikowi gotowych odpowiedzi na tacy, wielu rzeczy trzeba się domyślać. Niektóre rzeczy powinny być dla nas od początku oczywiste choć takie nie są. W powieści od początku do końca panuje chaos, nigdy nie wiemy gdzie zaraz się znajdziemy.
Książka ta jest po prostu "brudna". Pełna agresji i nienawiści do świata. Zero uczuć czy jakichkolwiek pozytywnych zdarzeń, ale nawet mi, osobie, która uwielbia wszelkie romanse i naszprycowane uczuciami historie, to nie przeszkadzało. Powiem więcej, byłam tym zachwycona.
„Ideał nigdy nie trwa dłużej niż chwilę.”
Podsumowując, "Fight Club" to już pewnego rodzaju klasyk. Myślę, że większość czytelników spotkała się z tym tytułem i nie trzeba go za bardzo przedstawiać. Tak jak wspomniałam na początku popełniłam błąd oglądając najpierw ekranizację, co nie zmienia faktu, że książka Chucka Palahniuka jest mocna i po prostu bardzo dobra. Jestem pewna, że gdybym najpierw sięgnęła po książkę ocena byłaby jeszcze wyższa. Oczywiście polecam.