Pär Lagerkvist jest szanowanym szwedzkim pisarzem i laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1951 r.). W Polsce znany jest głownie jako autor powieści „Barabasz”, która swego czasu okrzyknięta została arcydziełem. Obecnie wydawnictwo PROMIC postanowiło przypomnieć polskiemu czytnikowi cykl „Zło”, w skład którego weszły trzy powieści: „Mariamne”, „Kat” i „Karzeł”. Osobiście miałam przyjemność czytać tą ostatnią i stwierdzam, że koniecznie muszę nadrobić dwa pozostałe tytuły.
Fabuła powieści rozgrywa się w nieznanym z nazwy królestwie, w bliżej nieokreślonym czasie. W zasadzie czas i miejsce akcji nie są istotne, gdyż opowieść Lagerkvista niesie ze sobą uniwersalne przesłanie. Narratorem całej opowieści jest tytułowy karzeł. Skrzywdzony przez naturę i ludzi podsyca w sobie nienawiść do całego świata. Jakiekolwiek pozytywne uczucia są mu zupełnie obce, gardzi wszystkimi ludźmi, wrogo odnosi się do mieszkańców pałacu, brzydzi się miłością duchową i fizyczną. W zasadzie nie ma dla niego żadnej świętości. Na wszystko pluje jadem, knuje intrygi mające na celu poniżenie i unieszczęśliwienie innych. Cieszy się tylko, gdy państwo szykuje się do wojny, bo wówczas odbędzie się prawdziwy festiwal nienawiści.
„Zauważyłem, że czasami wzbudzam w ludziach lęk. Ale boją się samych siebie. Sądzą, że ja ich przerażam, czyni to jednak karzeł kryjący się w nich, człekopodobna istota o małpiej twarzy, wystawiająca głowę z głębi ich duszy. Ogarnia ich strach, bo nie wiedzą, że mają w sobie inną istotę.”
Karzeł wzbudził we mnie litość, obrzydzenie i smutek. Cały czas zastanawiałam się na ile narrator jest zły, a na ile zwyczajnie nieszczęśliwy i pokrzywdzony. Między tymi uczuciami jest cieńsza granica niż przypuszczałam. Może gdyby świat byłby lepszy dla niego on byłby lepszy dla świata? Przecież człowiek nie rodzi się z natury zły, choć to zło towarzyszy mu przez całe życie, pociąga, kusi władzą, majątkiem, pozycją społeczną. Często zapomina się, że przy tym wszystkim niesie ze sobą straszliwe konsekwencje. Nawet przez moment nie podejrzewałam, że ta opowieść zmierza do tak tragicznego finału.
Lubię zaznaczać sobie interesujące fragmenty w książkach, do których później wracam. Z „Karła” można przepisywać całe akapity. Lektura prozy Lagerkvist fascynuje i hiptontyzuje, ale zdarzają się też momenty słabsze i nużące. Ogrom nienawiści w pewnym momencie przytłacza i potrzebowałam chwili przerwy, aby odetchnąć. Ta niewielkich rozmiarów, zielona, niepozorna książeczka niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, skutecznie psuje humor, kończy się poważnym kacem moralnym. Bo po jej lekturze nie można już dłużej uciekać od pytań o samego siebie. Ile we mnie siedzi takiego nienawistnego karła? A może obojętnymi burknięciami i złośliwymi komentarzami karmię czyjegoś wewnętrznego karła? Za ile zła wokół siebie jestem odpowiedzialna? A czy niewiedza zwalnia mnie z ponoszenia konsekwencji za swoje czyny i słowa?
Polecam! Obok takiej powieści trudno jest przejść obojętnym!