O książce Rodzinne fatum Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol, która nakładem Wydawnictwa Replika ukazała się 30 lipca 2024, mam wrażenie jest dosyć cicho na bookmediach. Czyżbyśmy czuli przesyt literatury nawiązującej do II wojny światowej i jej skutków?
Książka rozpoczyna się kiedy Anna wraz z mężem uciekają z płonącej wioski przed okrutnym napadem ze strony banderowców. Choć jednak udaje im się uciec przed prześladowcami, wpadają w ręce nazistów i zostają wywiezieni do Niemiec, gdzie też ich rozdzielają. Niedługo później Anna dowiaduje się o swojej ciąży. Warunki panujące w obozie zdecydowanie nie sprzyjają wychowaniu dzieci i kiedy chłopiec zaczyna poważnie chorować, postanawia oddać go do szpitala. Po kilku dniach dowiaduje się, że chłopiec nie żyje.
Po kilku stronach, które zarysowują fabułę i przygotowują na emocje z jakimi będzie musiał zmierzyć się czytelnik następuje dziwna zmiana akcji. Przez chwilę zastanawiałam się, o co chodzi i czy przypadkiem nie zabrakło w tekście jakiegoś fragmentu. Jednak - spokojnie - wszystko się zgadza, po prostu zabrakło tu podziału na ewentualny 'prolog' i kolejne rozdziały, które momentami wprowadzają małą dezorientację.
Teraz książka skupia się na Emilu, który nieszczęśliwym trafem bierze udział w wypadku potrącając kobietę. Jak się później okazuje wypadek był winą pieszej, ale mężczyzna z powodu wyrzutów sumienia odwiedza ją w szpitalu, a między nimi rodzi się więź. Ciągle wypadki losu zdają się ich odciągać od siebie a jednocześnie wywołują większą potrzebę bliskości.
Opowiedziana historia Emila rozgrywa się w czasach PRL-u, a jednak co krok wracamy do jego wspomnień z dzieciństwa, do odebrania go matce, gdy był raptem sześcioletnim chłopcem, do wspomnień z domu dziecka. Możemy też dostrzec absurdalność tamtych czasów, którym zdecydowanie osobom żyjących w tych czasach nie było do śmiechu. Można odczuć wrażenie, że nad Emilem wciąż krąży owe fatum, a gdy w końcu wydaje się, że wszystko zmierza ku dobremu wszystko diametralnie komplikuje wizyta w domu rodzinnym Ewy.
Książka porusza wiele kwestii i dylematów, jakie miały miejsce w tamtych czasach, począwszy od odbierania kobietom dzieci i oddawanie ich "niemieckim matkom". Wiele z tych osób nigdy nie odnalazło swoich krewnych, bądź dowiadywało się o tym w najmniej właściwym momencie, jak wydarzyło się to w "Rodzinnym fatum".
Będąc po lekturze odnoszę wrażenie, że coś poszło nie tak w tej książce. Historia opowiedziana przez Autorkę miała naprawdę wielki potencjał, jednak zepsuła go chyba forma. Momenty w których niektóre z wiadomości wychodziły na światło dzienne. Chwilami brakowało mi rozwinięcia akcji, opóźnienia pewnych wydarzeń, dopowiedzenia czegoś pomiędzy, co lepiej pozwoliłoby poczuć emocje i więź z bohaterami.