Książka ukazała się w lutym 2017 roku w wydawnictwie Fronda. Na okładce jest blurb z wypowiedzią papieża Franciszka o tej książce. Ale nawet nie dlatego zechciałam ją przeczytać, ale dlatego że jest to powieść antyutopijna sprzed wieku, a takie książki mnie interesują. Interesuje mnie jak pisarze wyobrażali sobie przyszłość, przecież możemy takie wizje skonfrontować z rzeczywistością....
Tutaj mamy wizję świata oczami konwertyty, duchownego katolickiego, gorliwego gorliwością neofity.
Wikipedia powiada o nim, że był synem arcybiskupa Canterbury - duchownego anglikańskiego. W 1895 roku został też duchownym w tym wyznaniu, ale stopniowo zbliżał się ku katolicyzmowi, aż do wyświęcenia w wyznaniu rzymskokatolickim w dniu 11 września 1903. Powieść 'Władca świata' ukazała się w roku 1908. Zmarł w 1914, więc nie dożył upadku starego świata, dziewiętnastowiecznego.
Jego wizja apokaliptyczna, antyutopia różni się więc od innych antyutopii dwudziestowiecznych. Autor nie widział rodzącego się totalitaryzmu, nie widział faszyzmu, nie widział komunizmu i w ogóle wszystkich tych izmów, które XX wiek przeszedł niczym dżumę. Jego wizja świata przyszłości opiera się na świecie ducha. W sumie, gdy czyta się powieść, to nie przypominała mi ona jakiejś upiornej przyszłości, ale teraźniejszość. Jedyne co można nazwać utopią to miasto pod ziemią, ale już sztuczne światło jestem sobie w stanie wyobrazić. W ty świecie wszystko jest z azbestu, bo jak wiadomo szkodliwość tego popularnego surowca zauważono znacznie później.
Świat 'Władcy świata' składa się z trzech mocarstw: Europy, Ameryki i Azji. A Europie panuje 'humanizm' i 'słudzy eutanazji'. Władza świecka najbardziej zaś boi się chrześcijaństwa i kapłanów. Stopniowo są oni, chrześcijanie eliminowani z życia publicznego, prześladowani, aż wreszcie pokonani wraz z bastionem chrześcijaństwa - Rzymem. Bohaterowie książki to z jednej strony katolicki ksiądz Percy Franklin, a z drugiej - polityk europejski, zdecydowany przeciwnik chrześcijaństwa i fan humanitaryzmu i nowych porządków - Oliver i jego żona Mabel.
W powieści wiele jest opisów dojrzewania do wiary, rozważań duchowych, przemyśleń. To książka człowieka, który żył wiarą i głęboko się nad tym zastanawiał. Miałam aż wrażenie, że dzisiejszy świat aż tak głęboko nie wnika w takie sprawy. Z drugiej strony konflikt fabularny porusza, bo dotyka życia i rodziny. Na dogłębne problemy Mabel i Olivera odpowiadają dwie filozofie życia. Jedną uosabia skromny Franklin, ksiądz katolicki, a drugą - kreujący się na mesjasza, prezydent Europy Julian Felsenburg. Widzimy też jak ten konflikt moralny przeżyła w środku Mabel.
W świecie tym walka wartości odbywa się na poziomach władzy, przepisów prawa, propagandy gazetowej, działań terrorystycznych, działalności tajnych służb, aż wreszcie bezpośrednich ataków, głównie z powietrza.
Czy książka zaciekawi ludzi niezainteresowanych religią, których opisy doświadczeń mistycznych i wyborów etycznych nie interesują? Wydaje mi się, że tak, bo tak jak powiedziałam na początku, antyutopie to ciekawy gatunek literatury, pokazujący czego się bano, jak widziano przyszłość. Książka 'Władca świata' jest inna, bo pokazuje konflikt duchowy i co ważne, pokazuje przyszłość bez tego całego filtru XX wieku, który oszołomił Orwella, Zamiatina i innych. Nie mówię, że ten filtr jest gorszy czy lepszy, ale jest inny i choćby dlatego warto jest po tę książkę sięgnąć.
A na marginesie i od siebie dodam, że mnie ci słudzy eutanazji z książki przerazili.... Natomiast nie zrozumiałam zakończenia, kto pokonał kogo.
Jako literatura książka nie ma w sobie nic wyjątkowego. Można jej dać 6 gwiazdek.