Od dawna miałam dziwne przeczucie, że jeśli jakaś książka Katarzyny Michalak może naprawdę mnie oczarować, to z całą pewnością jest nią "Mistrz". Obiecywałam sobie nawet, że właśnie od tej pozycji rozpocznę swoją przygodę z Kejt Em, ale ostatecznie nic z moich planów nie wyszło. W tak zwanym międzyczasie skusiłam się na "Rok w poziomce" i teraz trochę tego żałuję, bo pierwsze wrażenie zostało na mnie wywarte lekturą bardzo przeciętną.
Pani Michalak to prawdziwy fenomen naszego rodzimego, autorskiego podwórka. Jeśli ona nie jest w stanie o czymś napisać, to prawdopodobnie to coś nie istnieje. Książki społeczno-obyczajowe, literatura stricte kobieca, erotyk, a nawet fantastyka. Że aż chce się zacytować osła ze Shreka: "Gadam, latam - pełny serwis". Generalnie jednak specjalizuje się w nieco kluchowatych opowieściach o pięknych, małych domkach i ciepłych kobietach, które w tych domkach mieszkają i w których pieką swoje smakowite babki cytrynowe. A przynajmniej mnie z tym kojarzą się jej książki. Może to niesprawiedliwe, ale kto głupiemu zabroni myśleć co mu się podoba? Nikt oczywiście.
Główną bohaterką "Mistrza" jest młoda studentka, Sonia, która pewnej nocy przez przypadek bierze udział w scenie gangsterskich porachunków. Jeden z przestępców podejrzewa ją o bycie szpiegiem i każe umieścić w swojej willi na Cyprze. Szybko jednak staje się jasne, że dziewczyna z tym brutalnym światkiem nie ma nic wspólnego. Tyle że ładna i miła z niej dziewica, więc wpada przystojnemu mafiosowi w oko. A on jej. Taka historia. Tymczasem na Raula, bo tak ma na imię ów przystojny mafioso, ktoś zastawia pułapkę. Nieznany z imienia i nazwiska człowiek za pomocą pośrednika zleca seksownej Andżelice ważne zadanie - ma wykraść z sejfu Raula coś bardzo cennego.
Zacznijmy od tego, że Katarzyna Michalak na gangsterskim życiu zna się mniej więcej tak dobrze jak ja. A ja znam się na tym jak świnia na lataniu. Ale kto by zwracał uwagę na takie szczegóły? To naprawdę nie jest ważne. I piszę to bez cienia ironii. Może miałoby to jakieś znaczenie, gdyby książka była kiepska. Ale nie jest.
Bohaterowie są porządnie wykreowani. Każdy z nich ma charakter. Jeden ciekawszy, drugi mniej, ale wszyscy bez wyjątku są wyraziści. Żadnej miałkości, żadnej rozlazłości. Z nimi na planie nie dałoby się nakręcić reklamy Rutinoscorbinu.
Ponadto czyta się „Mistrza” w tempie ekspresowym – ja uporałam się z nim w jedno popołudnie. Zresztą, naprawdę podziwiam tego, kto umie się od tej książki oderwać. Ja nawet przerwy na zrobienie herbaty sobie odpuściłam. Komu potrzeba teiny, kiedy tu akurat dzieje się akcja?
O jej stworzenie nigdy w życiu nie posądzałabym pani Michalak, gdyby nie fakt, że na okładce bez wątpienia widnieje jej nazwisko, a ona sama do napisania „Mistrza” jak najbardziej się przyznaje. Zarówno cała historia jak i mocno reklamowane sceny erotyczne (czy delikatniej nazwane zmysłowymi) są zdecydowanie zjadliwe. Obawiam się nawet, że E.L. James sięgając po tę lekturę mogłaby się porządnie zarumienić.
Wspominałam już, że spodziewałam się iż ta książka mi się spodoba. Nie podejrzewałam tylko, że tak bardzo! Po skończonej lekturze poczułam się trochę jak jakiś Pinokio. Połknięty przez wieloryba, a potem przez niego wypluty. Lekki szok i dezorientacja. Czytam, czytam, czytam, a tu nagle… koniec. I normalne życie. To uczucie dziwacznie przypomina kaca moralnego, chociaż naprawdę nie mam pojęcia dlaczego.
Generalnie więc polecam – miły wieczór (bądź dwa) gwarantowane!