O Alice Rosalie Reystone opowiedziałam Wam co nieco przy okazji recenzji jej pierwszej książki: "Dziewiąty Mag". Jedyne, co muszę sprostować, to pochodzenie jej pseudonimu. Otóż oświadczam wszem i wobec, że autorka nie czerpała inspiracji z sagi Meyer. Też się cieszycie, prawda?
Dzięki Naszej Księgarni miałam okazję przedpremierowo zapoznać się z drugim tomem przygód Ariel Odgeon - Wy natomiast będziecie mogli sięgnąć po tę nowość jutro. Jak wiecie, pokochałam prozę Reystone już po pierwszej części, mimo kilku niedociągnięć, które jednak nie psuły przyjemności płynącej z czytania. Druga również posiada kilka drobnych wad, ale i tak skradła moje serce.
Wiedziałam, że przepadnę z kretesem, gdy tylko przyjrzę się smokowi na okładce. Podobnie jak autorka darzę ogromną miłością te majestatyczne istoty i nie mogę nie docenić faktu, że sam Kerem Beyit miał swój wkład w tworzenie oprawy graficznej trylogii "Dziewiątego Maga". Jednak jak ostatnio wspominała na swoim fanpege'u sama Reystone, jej książki nie opowiadają o fantastycznym świecie. Ani nawet o smokach. Zgadzam się z tym stwierdzeniem, ponieważ opowiadają one o miłości i granicach, jakie ona wytycza. Oto idea towarzysząca najnowszej pozycji jej autorstwa.
Miłości możecie się spodziewać w dużej ilości i w różnych odmianach: miłość romantyczna, miłość przyjacielska, miłość rodzicielska, miłość do swojego ludu. Na własne oczy przekonacie się, ile można w jej imię poświęcić i jak wiele można przez nią wycierpieć. I wcale nie będzie to kolejne tandetne romansidło w fantastycznej oprawie, lecz historia pełna emocji, bólu i poświęcenia. Będziecie towarzyszyć bohaterom, którzy walczą w imię, dla i z powodu miłości. To będzie podróż wgłąb serca - niezwykle emocjonująca i dająca do myślenia.
W drugim tomie "Dziewiątego Maga" doświadczycie też zdrady, ohydnej i druzgocącej dla przepełnionego dobrem serca Ariel. Doświadczycie zdrady czającej się dosłownie wszędzie. Nikczemne zło wychynie w najmniej spodziewanym momencie, czyniąc straty i spustoszenie, a uosabiać je będzie ktoś, kogo nasza dzielna bohaterka w życiu nie posądziłaby o skłonność do uprawiania czarnej magii.
W książce tej ujrzycie również plejadę wielu innych uczuć: dumę, nadzieję, strach, rozczarowanie, rezygnację - wszystko naraz i każde z osobna. Prawie nie zwrócicie uwagi na to, że gdzieś w fabule kryją się fauny, rusałki, smoki i centaury. Waszą uwagę zaprzątną więc bohaterowie, którzy rozwinęli skrzydła, dojrzeli i stali się najważniejszym elementem historii. Co w tym wszystkim najprzyjemniejsze, to fakt, że nie będą już - jak w przypadku części pierwszej - jedynie dodatkiem do fantastycznego, równoległego świata, który większość z nas zapewne chciałaby odwiedzić. Będą ogromną zaletą powieści, która zatrzyma nas przy niej od początku do końca.
"Dziewiąty Mag. Zdrada" liczy sobie przeszło pięćset stron, ale nie odczujecie tego w trakcie lektury. Prosty język ułatwi Wam brnięcie przez zawiłości fabuły, która - nie ukrywam - momentami bardzo się gmatwa. Ponadto mnogość dialogów pozwoli Wam dogłębnie poznać bohaterów. Całe szczęście, że i narrator jest wszechwiedzący, bo dzięki temu mamy pewność, że nie przegapimy absolutnie żadnego, istotnego szczegółu.
Na koniec wspomnę o wadach. W książce mamy do czynienia ze śmiercią, i to w przesadnej ilości. Pierwszy i drugi raz można jeszcze było zaakceptować, ale trzeci i czwarty powoli zaczynał mnie denerwować. Jasne, że autorce zależało na dramatyzmie, wszak mówimy o nieszczęśliwej miłości dwojga ludzi, jednak skłonność do przesadyzmu nie wypada tutaj dobrze i ociera się o groteskę. Nie spodobało mi się również podtrzymywanie marysuizmu u Ariel, aczkolwiek z najbardziej zaufanego źródła wiem, że zabieg ten zostanie wyjaśniony w części trzeciej (oby w grudniu nie było tego końca świata, bo inaczej nici z poznania zakończenia!), dlatego przymykam na to oko. Ostatnie i najważniejsze zarazem jest jednak to, że absolutnie i nieodwracalnie nie akceptuję zakończenia tego tomu. Pewnie wszystko się wyjaśni na jesieni przyszłego roku (premiera ostatniej książki), niemniej jednak wydarzenia z końca powieści stawiają Ariel w niezręcznej sytuacji. Z najważniejszej osoby w tej historii staje się nagle mniej istotna, a jej miejsce zajmuje... No właśnie, tego Wam nie powiem, ale zdradzę za to, że będzie to dla Was spore zaskoczenie.
Wielkie brawa dla A.R. Reystone za doskonałe rozwinięcie historii. Ten tom jest o niebo lepszy od poprzedniego i stawia dość wysoką poprzeczkę kolejnemu. Mam nadzieję, że i on będzie dla mnie stanowił źródło rozrywki (i emocji), a przy tym wprawi mnie w jeszcze większe osłupienie, aniżeli zakończenie najnowszego tomu.
Jeśli wahaliście się przed sięgnięciem po trylogię "Dziewiątego Maga", to nawołuję: "Zmieńcie zdanie". Podejrzewam, że nie spodobają się Wam te same rzeczy, co mi, jednak z pewnością znajdziecie i takie, które Was zachwycą. Serdecznie polecam Wam prozę Reystone, bo wierzcie mi, że naprawdę warto sięgać po polskie tytuły, zwłaszcza jeśli poruszają tak uniwersalne tematy jak miłość i zdrada. I jedno, i drugie w skondensowanej dawce pojawi się w najnowszej powieści autorstwa kobiety, która napisała jedną z najlepszych książek, jakie czytałam.
Ocena: 5/6