Paullina Simons pisze książki, które wzbudzają w czytelniku ogromne pokłady emocji. Myślałam, że już nie może napisać czegoś lepszego niż trylogia "Jeździec miedziany" - myliłam się.
"Dziewczyna na Times Square" to doskonała książka, piękna, wzbudzająca całą gamę uczuć - od wzruszenia, po frustrację i gniew. Czytałam i kręciłam głową z niedowierzaniem, denerwowałam się głupotą i bezdusznością rodziny głównej bohaterki, a chwilami zdarzało mi się przekląć. Tak wielkie emocje wzbudza ta książka.
Zacznijmy od początku, kiedy poznajemy sympatyczną LilyAnne, która uczy się i jednocześnie pracuje na swoje utrzymanie. Lily mieszka w wynajętym mieszkaniu z Amy, właśnie opuścił ją chłopak, a w dodatku od jakiegoś czasu czuje się osłabiona i zmęczona. Rodzice mieszkają na Hawajach, ale nie utrzymują specjalnie bliskich kontaktów z córką. Lily najbliżej jest z babcią, którą odwiedza w każdy czwartek. Lily namiętnie gra w lotka i pewnego dnia okazuje się, że jej kupon wygrał, jednak nie może zdecydować się na jego realizację.
Nagle w tajemniczych okolicznościach znika współlokatorka dziewczyny, policja rozpoczyna poszukiwania - i tak Lily poznaje Spencera, dużo starszego od niej policjanta prowadzącego śledztwo. Dodatkowo okazuje się, że w sprawę wplątany jest brat Lily, Andrew....
To dużo zdarzeń na raz jak na jedną dziewczynę, a jeszcze okazuje się, że ma ona raka, białaczkę.
Dużym wsparciem dla niej jest Spencer, pozornie obcy człowiek. W szpitalu pojawia się babcia i siostry dziewczyny, rodzice przez jej całą chorobę nie pofatygowali się do córki z Hawajów, a matka-alkoholiczka dodatkowo ciągle prawiła jej wyrzuty, że nie dzwoni. Maskara !
W trakcie choroby okazało się, kto się opiekuje Lily z miłości, a kto z chęci zysku pieniędzy z loterii - przykre....
Jak ułoży się dalsze życie Lily? Czy pokona chorobę?
"Dziewczyna na Times Square" to książka, która zabrała mi kawałek serca - niezwykła, poruszająca i baaardzo piękna. Napisana sercem i tak się ją czyta. Niesamowita historia chorej dziewczyny, która w ciężkich chwilach zostaje opuszczona przez rodzinę. Siostrę interesują jej pieniądze, matka interesuje się tylko sobą.... To smutne i przykre. Denerwowałam się i irytowałam, kiedy przeczytałam, że rodzina nie zaprosiła chorej Lily na święta ze względu na jej przyjaźń z policjantem. Jak można tak porzucić człowieka, już nie wspomnę o rodzinie?! Nie ma tam za grosz ludzkiej życzliwości, o miłości rodzinnej nie wspomnę.
W pamięci pozostała mi scena, kiedy przed pójściem na pierwszą chemię, Spencer przychodzi do Lily i najpierw goli sobie głowę, a potem to samo robi z dziewczyną - aby nie gnębiły jej wypadające włosy i żeby nie przejmowała się wyglądem. A jest dla niej obcym człowiekiem, wtedy jeszcze słabo się znają....
Piękna scena, kiedy łzy same kręcą się w oku.
Wzruszenie, złość, bezsilność, gniew, frustracja, przyjaźń i miłość - tak wielki przekrój uczuć serwuje nam w swojej niezapomnianej książce Paullina Simona. Książka powaliła mnie na kolan i wbiła w fotel - na pewno jej nie zapomnę, nie da się :) Ma tylko jedną wadę - już się skończyła ....