Jacqueline Briskin urodziła się w Anglii w 1927 roku. Jednak już jako małe dziecko zamieszkała w Kalifornii. W 1945 roku ukończyła Beverly Hills High School. Jest jedną z bardziej poczytnych autorek literatury kobiecej. Jej książki zostały przetłumaczone na 26 języków i sprzedane w nakładzie 23 milionów. Jej pierwszą książką, wydaną w 1970 roku była „California Generation”. Dzięki niesamowitemu szczęściu, jej polski odpowiednik znalazłam kilka miesięcy temu w jednym z poznańskich antykwariatów.
„Dzieci Kalifornii” to powieść obyczajowa o pokoleniu lat 60-tych dorastającym i buntującym się przeciwko wojnom, niesprawiedliwości i wszechwiedzącym wapniakom z poprzedniego pokolenia. Do jednej z kalifornijskich szkół średnich, California High, uczęszcza cały przekrój amerykańskiego społeczeństwa. York to syn największej gwiazdy Hollywood tamtych czasów, Ken to Japończyk z dobrego domu, Ruth Abby to buntowniczka z matką w podstarzałym wieku, Clay to półsierota zaślepiony ideą równości, Michelle to naiwna blondynka kochająca na zabój… Wszyscy oni mają jeden cel: ucieczka przed bigoterią, zakłamaniem i przestarzałymi poglądami ich rodziców. Każde z nich, mimo młodego wieku, wlecze za sobą ciężki bagaż doświadczeń.
Akcja książki rozpoczyna się w roku 1961, kiedy to California High obiega informacja, że 16-letnia Michelle wychodzi za Clay’a. Jako, że jest pierwsza z grona przyjaciółek, panna młoda czuje, iż mimo wpadki, ma nad nimi przewagę. Przecież posiadanie męża to nie lada przywilej. Krótko po urodzeniu córki, Michelle odkrywa, że Clay nie dorósł do roli męża i ojca. Jest maniakalnie przywiązany do roli jaką pełni w związkach i stowarzyszeniach walczących przeciwko uciskaniu Czarnych. Regularnie jeździ na Południe, organizuje demonstracje, przemawia i pikietuje. Nic dziwnego, że w jego zaprzątniętej „poważnymi” sprawami głowie nie ma czasu na nowy płaszcz dla Michelle, różową lampę do salonu, czy zabawki dla Lissy. Michelle nie ma wyboru. Musi się rozwieść. Tym bardziej, że na oku ma już innego, o wiele bogatszego i hojniejszego mężczyznę…
W między czasie Ken Igawa, podstawny Japończyk, który przyszedł na świat w obozie koncentracyjnym, zaczyna podejrzewać, że jest zakochany w białej dziewczynie z kalifornijskiej elity. Nie potrafiąc się z tym pogodzić, zaczyna poniżać i dręczyć słodką Leigh. Uczucie jednak zwycięża, a Leigh udowadnia, że żółtawy odcień skóry kolegi w niczym jej nie przeszkadza. Od tej pory razem zmagają się z przeciwnościami losu, oporem społeczeństwa i rodziny, aby wspólnie za kilka lat stanąć na ślubnym kobiercu. Niestety, nawet po ślubie los nie szczędzi im tortur.
Tymczasem, Ruth Abby, wesoła grubaska z nieodłączną gitarą w ręku poznaje Gilgamesza oraz uroki życia pod wpływem LSD. Nie wahając się ani chwili ucieka spod jażma matki – bigotki, by razem z hipisowską komuną wyplatać wianki, nawlekać korale, uprawiać grupowy seks i sprzeciwiać się rządzącym wapniakom.
Wymieniłam dosłownie garstę z wielu prezentowanych przez Briskin wątków. Wszystkie one przeplatają się, tworząc spójną całość. Bohaterów łączy niesamowita więź. Ken i York kręcą amatorski film, który w późniejszym okresie okazuje się przepustką dla Clay’a w walce z wojną w Wietnamie. Leigh odnajduje ukojenie w ramionach Ruth, w czasie gdy Ken przechodzi próbę czasu z dala od ukochanej. Autorka prowadzi nas po gąszczu wydarzeń, uczuć i namiętności z doskonałą precyzją, ukazując każdy najmniejszy detal tak, że nie sposób pogubić się w natłoku postaci i wydarzeń.
Bohaterowie powieści są niezwykle wyraziści i uczuciowi. Ich charaktery naszkicowane są bardzo zdecydowanie. Każda z postaci ma indywidualne cechy, dzięki czemu z łatwością odnajdujemy swoich ulubieńców i tych, których darzymy antypatią. Wielkim plusem książki jest bijąca z niej szczerość. Bohaterowie niczego nie ukrywają. Kochają, nienawidzą, boją się i pragną z całych sił i z całego serca. Briskin nie ucieka od niewygodnych tematów. Ukazuje m. in. budzący się w Marshallu homoseksualizm, oraz zwierzęce porządanie, którego Clay nie próbuje w sobie zagłuszyć. Książka emanuje brutalnością, seksem, ukazuje człowieka jako kierowanego pierwotnym instynktem zaspokojenia swoich najprymitywniejszych potrzeb. Z drugiej jednak strony, ci sami ludzie wychodzą na ulice, by walczyć za równość, wolność i tolerancję. Ci sami ludzie nie cofną się przed śmiercią, by ich sny wreszcie się spełniły.
Jacqueline Briskin zaprosiła mnie w niesamowitą podróż do przeszłości. Książka otworzyła mi oczy na wiele ważnych spraw. Pozwoliła zastanowić się nad kwestiami związanymi z homoseksualizmem, równością rasową, a także pokazała do czego zdolni są mężczyźni chowający się w zaciszu własnych czterech ścian. Powieść wzruszyła mnie, „obudziła” i zapewniła długie godziny ponurych rozmyślań nad człowieczeństwem i nad dalszymi losami świata. Przecież ”dzieci-kwiaty” nadal żyją. Nadal mogą zmieniać i ulepszać świat. Ludzie, którzy wtedy byli gotowi oddać ostatnią kroplę krwi za odmiennych bliźnich, teraz piastują najwyższe urzędy w największych miastach Ameryki. Jakimi prawami rządzi się młodość? Skąd w nas tyle wiary w lepsze jutro i gdzie ta wiara się podziewa kiedy my stajemy oko w oko z dorosłością?
Warto zastanowić się nad tego typu pytaniami. Warto sięgnąć po „Dzieci Kalifornii”, aby poczuć ducha amerykańskich lat 60-tych. Polecam książkę wszystkim idealistom i tym, którzy chcą zmieniać świat. Polecam każdemu, kto poszukuje odpowiedzi na pytania o sens życia, oraz tym, którzy lubią się wzruszać. Książka dostarczy Wam wielu okazji do łez. I będą to łzy powodowane nie tylko smutkiem i radością, znajdziecie również szansę do poczucia odrazy, wstydu, współczucia, zazdrości, a nawet triumfu. Gorąco polecam wszyskim fanom dobrej literatury.