Martę Kisiel znałam do tej pory jedynie z książek dla dzieci. Wiem, że autorka jest znana również z fantastyki, jednak nie było mi dane do tej pory sięgnąć po jakąkolwiek pozycję autorki z tego gatunku. Wpadła mi natomiast w ręce jej komedia kryminalna o intrygującym tytule „Dywan z wkładką”, pierwszy utwór z tego gatunku w dorobku autorki.
Już sam opis zdradza, że owa wkładka to nic innego jak niedawno jeszcze całkiem żywy trup sąsiada Trawnych. Sąsiada ze wsi, do której rodzina przeprowadziła się całkiem niedawno, licząc na spokój i sielskie życie. Ze spokoju nici, bo nie dość, że niedługo potem u Trawnych zjawia się żywiołowa teściowa Tereski, to jeszcze dochodzi wspomniany trup i okoliczności, które wskazują, że osobisty mąż Tereski może mieć ze sprawą coś wspólnego. Synowa i teściowa postanawiają odkryć prawdę na własną rękę i znaleźć winnego. Muszą przecież ratować rodzinę. Podejrzanych jednak zamiast ubywać, przybywa, a winnym może być każdy, nie wykluczając członków rodziny.
Tytułowy dywan z niezwykle osobliwą wkładką pojawia się w książce dość późno, co oznacza, że część kryminalna książki rozkręca się dopiero w pewnym momencie. Co jednak nie oznacza, że do tej pory będziemy się nudzić podczas lektury. Marta Kisiel ma niebywały dar. Potrafi o zwyczajnych sprawach opowiadać w sposób niezwykle zajmujący, niebanalny i przepięknym, ujmującym językiem. Do tego dochodzi humor, który po prostu zwala z nóg. Zanim w ogóle pojawi się w książce jakikolwiek trup, już leżymy na podłodze i umieramy ze śmiechu. Takiego nagromadzenia zabawnych sytuacji jeszcze w książce nie spotkałam. Rodzina Trawnych jest całkiem zwyczajną rodziną. Mąż, żona, nastoletnie dzieci, pies i „ukochana” teściowa. Dopadają ich całkiem typowe bolączki dnia codziennego, jak i zupełnie nietypowe sytuacje. Zarówno jedne, jak i drugie autorka przedstawia w taki sposób, że bawią czytelnika do łez. Autorka ma świetny styl, błyskotliwy, naturalny, zadziorny, przepełniony ironią i niewymuszonym humorem. Świetnie się to czyta! W tej pierwszej części dobrze poznajemy rodzinę, a przede wszystkim nieperfekcyjną panią domu, Tereskę. Kobieta jest słusznych rozmiarów matką dwójki dorastających pociech, żoną przekochanego w swojej nieporadności Andrzeja i synową energicznej, uwielbiającej jogging, jogę i planszówki Miry. Tereska jest choleryczką, uwielbia kasztanki, kawę i liczby. Nie znosi natomiast biegania i wpada w furię za każdym razem, kiedy jest do niego zmuszana (i do innej aktywności fizycznej również). Jak łatwo się domyślić teściowa Tereski ma dar doprowadzania jej do szewskiej pasji, z którą nie daje rady nawet zestaw kawa plus kasztanki. Relacja synowej i teściowej w wykonaniu Marty Kisiel to po prostu mistrzostwo! Sama nie wiem, kogo z tej rodzinki polubiłam najbardziej. Każdy z osobna i wszyscy razem mają wyjątkową zdolność do ładowania się w kłopoty. Każdy wnosi też do tej historii coś swojego. Zoja, córka Tereski to aktywistka, walcząca o prawa kobiet i ekologię. Syna natomiast można określić jako przyrośnięte do łóżka dziecko Minecrafta. Tyle i aż tyle, bo to typowe dziecko naszych czasów. Swoją wyjątkowością zdobyła moje serce Mira. Super babka, energiczna, nie znosząca sprzeciwu, aktywna i wtrącająca się we wszystko, w co wtrącić się można. Genialna! Obie kobiety są jak ogień i woda, jednak w obliczu zagrożenia zwierają szyki i postanawiają współpracować, co wychodzi im raz lepiej, raz gorzej. Śmiechu jednak przy tym co niemiara.
Tak zwariowanej rodzinki jak ta Trawnych na pewno jeszcze nie spotkaliście. Ich życie to jeden wielki galimatias. Najprostsze sytuacje życiowe z ich udziałem wywołują salwy śmiechu. Wątek kryminalny, który pojawia się nieco później, stanowi ciekawe urozmaicenie już i tak przezabawnych perypetii tej rodzinki. Chociaż nie spodziewałam się, że ten wątek będzie w stanie czymkolwiek mnie zaskoczyć, myliłam się. Nie udało mi się wytypować „zbrodzienia”, chociaż założyłam, że w przypadku kryminału, który bardziej jest komedią niż kryminałem, nie będę miała z tym problemu. Tym większy plus dla tej powieści, że jednak się pomyliłam. Nie będę się już za bardzo rozpisywać. Napiszę tym razem krótko. Dlaczego warto sięgnąć po komedię kryminalną Marty Kisiel? Ano dlatego, że rozbawia do łez. To przede wszystkim. Dla pomysłowej, dynamicznej i zdecydowanie oryginalnej fabuły również. Z powodu wyrazistych, zwariowanych i niezwykle barwnych bohaterów, którzy stanowią trzon tej opowieści, też warto sięgnąć. Wreszcie dla charakterystycznego stylu autorki. Inteligentnego, pełnego ironicznego poczucia humoru, gier słownych i nawiązań do literatury. A także ze względu na niebanalną intrygę kryminalną, jej zaskakujący finał oraz niezwykle trafne komentarze dotyczące natury człowieka, relacji międzyludzkich i otaczającego nas świata. Na koniec mam dla Was tylko jedno ostrzeżenie, nie czytajcie tej powieści w miejscach publicznych. Grozi to tym, że ktoś niechybnie zapyta Was „jaki jest numer na sto dwanaście”.
Jeśli lubicie się pośmiać i chcecie odpocząć przy inteligentnej, interesującej lekturze, polecam „Dywan z wkładką”. Czyta się jednym tchem!
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl